Podobno grę na pianinie traktuje jak karę. Zmusza się, by codziennie ćwiczyć, nie przepada nawet za występami na żywo. W piwnicy dużego domu w stanie Nowy Jork ma antyczny instrument, ale woli komponować na nasłonecznionym strychu, przy szpinecie.
Najlepiej czuje się odwrócona plecami do widowni, z batutą w dłoni. – Dyrygowanie jest jak sen, tworzysz muzykę, ale nie dotykasz żadnego instrumentu. Stoję z rozłożonymi ramionami i mówię: teraz ty grasz, a teraz ty. Czuję się wtedy pełna mocy – mówiła portalowi [link=http://Allaboutjazz.com" target="_blank]Allaboutjazz.com[/link], wspominając jeden z niemieckich koncertów.
Bley mawia, że została liderką zespołu, bo to najłatwiejsze – wystarczy być gwiazdą i maskować swe muzyczne braki. Naprawdę dobrzy muszą być sidemani. Uważała, że gra źle i nikt nie przyjmie jej do zespołu. – Dlatego założyłam własny, zapraszając świetnych instrumentalistów.
[srodtytul]Nocny uniwersytet[/srodtytul]
Ta wysoka, chuda kobieta z charakterystyczną blond czupryną uwielbia długie trasy koncertowe. – To zabawa, traktuję te podróże jak wakacje.