Zebry nie przechodzą na zebrze, czyli tanzańskie safari

Na safari jest na odwrót niż w ZOO – to ludzie siedzą zamknięci w metalowej klatce jeepa, a zwierzęta cieszą się wolnością.

Publikacja: 19.08.2009 08:01

Serengeti: Homo sapiens w swojej klatce

Serengeti: Homo sapiens w swojej klatce

Foto: "Rz" Online, Katarzyna Winiarska

Red

Znowu te zebry… I pomyśleć, że jeszcze wczoraj, gdy dojeżdżaliśmy do Serengeti, cieszyła mnie każda sztuka dostrzeżona daleko na horyzoncie. Nie myślałam, że tak szybko uznam egzotyczną faunę za codzienny widok. A zebr rzeczywiście jest w Serengeti pod dostatkiem – obszar parku zamieszkuje blisko 200 tysięcy tych zwierząt; liczebnością ustępują jedynie antylopom gnu (około miliona osobników).

Kilkadziesiąt pasiastych zadków właśnie skutecznie tarasuje drogę naszemu jeepowi. Przypomina mi się niemal identyczna scena z „Pożegnania z Afryką”, gdy Streep i Redford próbują przegonić stado bawołów. Może by tak też wypróbować skuteczność okrzyku „sio!”? Obawiam się jednak, że nasz kierowca-przewodnik ostro zaprotestowałby przeciwko próbie opuszczenia samochodu. Na safari obowiązują zasady bezpieczeństwa, które nie podlegają dyskusji. Z jeepa można wysiąść jedynie w wyznaczonym miejscu campingowym, co oznacza, ze w samochodzie spędza się ciągiem ładnych parę godzin.

[srodtytul]Serengeti: sprint geparda[/srodtytul]

Rozciągające się na obszarze 14.763 km2, Serengeti jest największym parkiem narodowym Tanzanii. Słynie jako obszar o największym zagęszczeniu wielkich ssaków na świecie. Najbardziej znaną atrakcją parku są sezonowe wędrówki zwierząt kopytnych. Niestety, moja wizyta w Tanzanii przypada na porę suchą, oglądam więc Serengeti w jego najskromniejszej szacie.

Wokół rozciąga się bezkres wypalonej słońcem sawanny, którego monotonię zaburzają jedynie charakterystyczne sylwetki, bezlistnych o tej porze, akacji. Gdzieś w dali kołyszącym krokiem majestatycznie wędrują żyrafy. Obok drogi małymi stadkami pasą się impale oraz gazele Granta i - dwukrotnie od nich mniejsze - gazele Thomsona. W końcu, dzięki wysiłkom naszego przewodnika, uczę się rozróżniać te dwa gatunki nie tylko po rozmiarze – „tommies” mają wyraziste czarne pasy wzdłuż płowych boków.

Wyobrażam sobie, jak niesamowicie musi wyglądać tutejszy krajobraz, gdy po deszczach trawa się zazielenia i przyciąga tysiące wielkich roślinożerców. Na szczęście Serengeti ma też swoich stałych rezydentów i w zasadzie niezależnie od pory roku można tu spotkać bawoła czy gnu. Oczywiście obowiązkowym punktem programu są też drapieżniki. Dzisiejszego przedpołudnia zasadzamy się właśnie na „dużego kota”.

[wyimek]Lwice leniwie wygrzewają się na skąpanych w słońcu skałach. Poniżej spoczywają resztki ich dzisiejszego śniadania – do połowy ogryzione ścierwo gazeli[/wyimek]

Podobno najłatwiej „upolować” lwa. Przewodnicy dobrze znają ich obyczaje (w dodatku wszystkie lwy w Serengeti noszą obroże z mikronadajnikami), więc jeep od razu kieruje się w stronę widocznych w oddali skał. Okazuje się jednak, że musimy się trochę najeździć, nim w końcu napotkamy dwie samice z młodymi. Podjeżdżamy od nich na odległość najwyżej 10-20 metrów. Teraz naprawdę doceniam bezpieczne schronienie we wnętrzu jeepa! Lwice leniwie wygrzewają się na skąpanych w słońcu skałach. Poniżej spoczywają resztki ich dzisiejszego śniadania – do połowy ogryzione ścierwo gazeli. Przypominam sobie o nietypowych obyczajach myśliwskich lwów: polują tylko samice, samce wiodą próżniaczy żywot i przypłacają to życiem krótszym o dobre 10 lat. Bardzo pouczająca historia.

Długi sznur jeepów gromadzi się w jednym miejscu. Już wiem, co to oznacza – jakieś ciekawe znalezisko. Ale co tym razem? Wszyscy z podekscytowaniem patrzą w stronę zarośli przy wodopoju. Przyciskam lornetkę do oczu. Gepard! Przyczajony kot w skupieniu obserwuje dwie młode impale. One też chyba wyczuły jego obecność, bo nagle zrywają się do ucieczki. Dalsze wydarzenia rozgrywają się w ułamkach sekund. Przyspieszenie, z jakim startuje gepard, jest wprost niewiarygodne. Nie raz widziałam na filmach, jak biegnie ten najszybszy kot świata, ale wrażenie na żywo jest nieporównywalne. Tymczasem impalom udaje się zmylić drapieżnika. Nagle pierzchają w dwie różne strony. Wystarcza chwila wahania ze strony kota i już może się pożegnać ze zdobyczą. Gepard potrafi biec z prędkością 70 km/h, ale tyko na dystansie kilkuset metrów. W dodatku po takim wysiłku musi dłużej wypocząć, nim będzie zdolny do kolejnego sprintu. Kot wraca zupełnie zrezygnowany, ze smętnie spuszczonym łbem. Od początku kibicowałam impalom, ale teraz robi mi się żal ich prześladowcy.

Dzień pozostaje pod znakiem spotkań z wielkimi afrykańskimi kotami. Wracając do obozowiska na lunch natykamy się jeszcze na dwa lamparty. Podobno mamy ogromne szczęście, bo ci drapieżcy łatwo nie ujawniają swojej obecności. Głównym bohaterem wieczornej wyprawy na bawoły i słonie też okazuje się pewien uroczy kiciuś. Dorodny grzywiasty lew po prostu leży sobie na poboczu całkiem uczęszczanej drogi i donośnie pochrapuje, nic sobie nie robiąc z przejeżdżających obok jeepów. Parę metrów dalej, nieco lepiej zamaskowane w wysokiej trawie, śpią jego dwie towarzyszki.

[srodtytul]Serengeti: nocna wizyta[/srodtytul]

Obozowanie na safari to osobna historia. Pamiętam, jakie wrażenie zrobił na mnie nasz camping, gdy zobaczyłam go po raz pierwszy. Spodziewałam się miejsca otoczonego wysokim kolczastym parkanem, a tymczasem teren przeznaczony pod namioty od reszty okolicy różni się jedynie krótko przystrzyżoną trawą i rozwieszonymi w okolicznych zaroślach pułapkami na muchy tse-tse. Jedynym „opancerzonym” miejscem jest kuchenna wiata – klatka z solidnych metalowych prętów, chroniąca zapasy żywności przed nieposkromionym apetytem czworonożnych i skrzydlatych mieszkańców Serengeti. Wieczorna sceneria obozowiska znów przywodzi mi na pamięć opowiadania Karen Blixen. Mam wrażenie, że od czasów baronowej niewiele się tu zmieniło. Łapię się na tym, że jej postrzeganie Afryki staje mi się coraz bliższe.

[wyimek]Wieczorna sceneria obozowiska przywodzi mi na pamięć opowiadania Karen Blixen. Mam wrażenie, że od czasów baronowej niewiele się tu zmieniło[/wyimek]

W ciemności nawet najbliższa okolica staje się całkiem nie do poznania. Impale pochodzą na tyle blisko, że nawet w nikłym gazowym oświetleniu naszego stołu wyraźnie widać ich sylwetki. Niewiele dalej połyskują jakieś tajemnicze ślepia. Wyobraźnia dorysowuje im co najmniej cielska lampartów. Przewodnicy uspokajają, że to najprawdopodobniej hieny, stworzenia z natury nieśmiałe i unikające spotkań z człowiekiem. Do moich uszu docierają dziwne odgłosy afrykańskiej nocy. Gdzieś krzyczy żeneta, nawołują się nocne ptaki. Ciekawe, kto jeszcze może nas odwiedzić…

Gdy obozowisko zasypia, panuje absolutny zakaz oddalania się od namiotów. Nawet w razie konieczności udania się do położonych sto metrów dalej sanitariatów, trzeba wezwać samochód. Rano przed jednym z namiotów znajdujemy gigantyczne krowie placki – niezbity dowód, że wizytę w naszym obozowisku złożył nie kto inny, jak tylko bawoły. [srodtytul]Ngorongoro: nosorożec na horyzoncie[/srodtytul]

Zjeżdżający krętą drogą jeep niknie w tumanie czerwonego pyłu. Już jakiś czas temu zdążyłam przekonać się, że to nawet nie palące słońce, ale właśnie wszechobecny kurz jest o tej porze największą uciążliwością podróżowania po północnej Tanzanii. Przydrożny pył wciska się dosłownie wszędzie, boleśnie drażniąc nos i oczy.

Ngorongoro Conservation Area (około 8.300 km2) jest częścią obszaru zwanego Crater Highlands, wypiętrzonego przed milionami lat, w czasach powstawania Doliny Ryftowej. W sąsiedztwie Ngorongoro znajduje się jeszcze kilka wygasłych, a nawet jeden czynny - Ol Doinyo Lengai, wulkanów o wysokości około 3000 m n.p.m. Brzeg samego krateru Ngorongoro wznosi się na wysokość 2200 m n.p.m. Głębokość krateru, na dno którego właśnie zjechaliśmy, sięga 600 m, a średnica - 20 km, co czyni Ngorongoro jedną z największych tego typu formacji geologicznych na świecie.

Do Ngorongoro jadę z jasno wytyczonym celem – spotkać nosorożca! W Serengeti odhaczyłam cztery pozycje na liście tzw. wielkiej piątki: lwa, lamparta, słonia i bawoła, pozostał mi więc jeszcze tylko „chodzący czołg”. Na razie jednak jedyną atrakcją są nieprzebrane stada gnu i zebr, które w przykładnej zgodzie pasą się na brzegach sodowego jeziora Magadi, wypełniającego środek krateru. W końcu udaje mi się wypatrzyć guźca. Przekomiczna świnka z ogonem sterczącym pionowo do góry jak antena raźnym kłusem przemierza sawannę. Wyjątkowo sympatyczne stworzenie!

Kilkanaście jeepów gromadzi się wokół lwiej rodziny. Nie wiem, jak na intruzów zapatrują się same lwy, ale odnoszę wrażenie, że władze Ngorongoro wkrótce staną przed poważnym problemem - koniecznością ograniczenia ruchu turystycznego na terenie parku. W ostatnich latach przez Ngorongoro przewijało się około 400 tys. osób rocznie. W Lerai Picnic Area, gdzie zatrzymujemy się na lunch, okropnie tłoczno jest nawet dziś, poza szczytem sezonu. W Lerai wolno wysiąść z samochodu i pospacerować nad brzegiem jeziora lub odpocząć w cieniu olbrzymiego drzewa, obwieszonego setkami gniazd wikłaczy. Między rozłożonymi na trawie turystami kręcą się błyszczaki o metalicznie połyskującym szafirowym upierzeniu.

Wreszcie się doczekałam! Nasz przewodnik z dumą wskazuje coś na horyzoncie. Dopiero patrząc przez lornetkę, nabieram przekonania, że te dwie maleńkie plamki to najprawdziwsza nosorożyca z małym. Ale radość! Tym większa, że zyskuję dowód, że populacja nosorożców w Ngorongoro ma szansę się powiększyć. Obecnie szacuje się, że rezerwat zamieszkuje zaledwie 20 osobników. Muszę na słowo uwierzyć, że są to nosorożce czarne (na wolności żyje ich łącznie 3 tys.), bo oczywiście z takiej odległości nie mogę dostrzec charakterystycznych dla tego gatunku włochatych uszu.

[srodtytul]Lake Manyara: różowe słonie[/srodtytul]

Nazwa Mto wa Mbu (Rzeka Komarów) zdecydowanie nie brzmi zachęcająco, ale sama wioska, baza wypadowa na safari w Lake Manyara, na szczęście okazuje się całkiem przyjemnym miejscem. Na teren parku wjeżdżamy wczesnym rankiem, jako pierwsi. Lake Manyara National Park pozostaje w cieniu swoich słynnych sąsiadów, ale zupełnie niezasłużenie. To prawda, zajmuje niewielki w porównaniu z nimi obszar 330 km2, ale może poszczycić się imponującą fauną i sporym zróżnicowaniem siedlisk roślinnych.

W akacjowym lesie tuż za parkową bramą witają nas pawiany. O dziwo, spotkania z nimi dotąd wcale nie były aż takie częste. Nawet jakoś trudno mi uwierzyć w opowieści o pawianach notorycznie demolujących obozowiska na safari. W Serengeti częściej niż pawiany spotykaliśmy koczkodany tumbili (zwane też werwetami), których samce wzbudzają powszechne rozbawienie z racji pierwszorzędowych cech płciowych podkreślonych jaskrawo turkusową barwą.

[wyimek] Hipopotamy są w Tanzanii odpowiedzialne za największą liczbę wypadków śmiertelnych spowodowanych przez dzikie zwierzęta[/wyimek]

Dwie trzecie obszaru Lake Manyara National Park zajmuje alkaliczne jezioro o tej samej nazwie, które Ernest Hemingway miał określić mianem najpiękniejszego w Afryce. Park słynie przede wszystkim jako rezerwat ptactwa wodnego. Na brzegach jeziora Manyara bytują dziesiątki tysięcy flamingów. Jezioro jest także zamieszkane przez liczną populację hipopotamów. Kiedy patrzę na nieruchome szare „głazy” po uszy zanurzone w wodzie i cierpliwie znoszące obecność ptaków skaczących po ich grzbietach w poszukiwaniu insektów, aż trudno mi uwierzyć, że to właśnie hipopotamy są w Tanzanii odpowiedzialne za największą liczbę wypadków śmiertelnych spowodowanych przez dzikie zwierzęta. Poczciwe hipcie są szczególnie niebezpieczne, gdy w nocy wychodzą żerować na nadbrzeżnych łąkach.

Ale największą niespodzianką w Lake Manyara okazują się słonie. W Serengeti i Ngorongoro, ku mojemu nieskrywanemu rozczarowaniu, widywaliśmy je tylko z daleka, jak z dostojeństwem snuły się gdzieś na trzecim planie afrykańskiego pejzażu. Teraz mamy słonia na wyciągniecie ręki, dwa metry od jeepa. I jest to słoń… różowy! Jak wszystko wokół drogi szczelnie pokryty warstwą czerwonawego kurzu. Za zakrętem drogi napotykamy całe stado złożone z kilku dorosłych samic i towarzyszących im podrostków. Aż boję się myśleć - jeśli słoń przynosi szczęście, to co dopiero całe stado słoni? [ramka][srodtytul]Informacje praktyczne [/srodtytul]

[b]Transport.[/b] Większość turystów planujących wizytę w parkach narodowych północnej Tanzanii lata do kenijskiego Nairobi (np. Virgin Atlantic z Londynu, ok. 500 funtów), a stamtąd jedzie kursowym autobusem do Arushy (ok. 7-8 h jazdy, ok.10 dol.) – głównego ośrodka turystycznego północnej Tanzanii, bazy wypadowej zarówno na safari w Serengeti, Ngorongoro i Lake Manyara, jak i na treking na Kilimandżaro.

[b]Przepisy wizowe.[/b] Wizy są wymagane zarówno przy wjeździe do Kenii jak i do Tanzanii. Obie kosztują po 50 dol.

[b]Waluta.[/b] Większe wydatki najczęściej pokrywa się w dolarach (ważne: rok emisji musi być późniejszy niż 2000, starsze banknoty zazwyczaj nie są akceptowane), na drobniejsze warto wyposażyć się w szylingi tanzańskie (1 dol. to ok.1200 szylingów; punkty wymiany walut znajdują się we wszystkich częściej odwiedzanych przez turystów miastach).

[b]Profilaktyka zdrowotna.[/b] Wprawdzie szczepienia nie są obowiązkowe, ale należy zaszczepić się na WZW A i B, tężec, błonicę, polio i żółtą febrę oraz przyjmować leki przeciwmalaryczne.

[b]Organizacja i koszt safari.[/b] Najprościej skorzystać z usług którejś z agencji turystycznych działających w Arushy. Spis wiarygodnych firm można znaleźć np. na stronie internetowej Tanzanian Association of Tour Operators ([link=http://www.tatotz.com]www.tatotz.com[/link]). Warto jeszcze na kilka tygodni przed wyjazdem skontaktować się z agencją i z wyprzedzeniem zarezerwować wybraną wyprawę. Niestety, safari jest kosztownym przedsięwzięciem. Trzeba liczyć, że jeden dzień w wariancie ekonomicznym (noclegi pod namiotami na campingach wyposażonych jedynie w podstawową infrastrukturę, skromne posiłki) będzie kosztował ok. 100-120 dol. od osoby. W wariancie luksusowym cena może okazać się nawet 5-6 razy wyższa.

Oczywiście [b]można także zorganizować safari na własną rękę[/b], bez pośrednictwa lokalnej agencji turystycznej. Ale jest to rozwiązanie dość skomplikowane logistycznie i - wbrew pozorom - nie jest tańsze. Same parkowe opłaty wejściowe wynoszą po 35-50 dol. za dzień, a koszt noclegu na campingach zlokalizowanych na terenie parków – kolejne 30-50 dol. W dodatku trzeba być naprawdę wytrawnym kierowcą aby odważyć się na wyprawę przez afrykańskie bezdroża!

[b]Sezon.[/b] Właściwie wszystko zależy od upodobań. Większość turystów chce nacieszyć się afrykańską przyrodą w pełnym rozkwicie i wybiera porę deszczową, a dokładniej - okres od grudnia do maja. Pora sucha ma jednak też swoje zalety, choćby ze względu na większą łatwość podróżowania samochodem. [b]W Internecie[/b]

[link=http://www.tanzaniaparks.com/manyara.html]www.tanzaniaparks.com/manyara.html[/link]

[link=http:// www.tanzaniaparks.com/serengeti.html]www.tanzaniaparks.com/serengeti.html[/link]

[link=http://www.ngorongoro-crater-africa.org]www.orongoro-crater-africa.org[/link][/ramka]

Znowu te zebry… I pomyśleć, że jeszcze wczoraj, gdy dojeżdżaliśmy do Serengeti, cieszyła mnie każda sztuka dostrzeżona daleko na horyzoncie. Nie myślałam, że tak szybko uznam egzotyczną faunę za codzienny widok. A zebr rzeczywiście jest w Serengeti pod dostatkiem – obszar parku zamieszkuje blisko 200 tysięcy tych zwierząt; liczebnością ustępują jedynie antylopom gnu (około miliona osobników).

Kilkadziesiąt pasiastych zadków właśnie skutecznie tarasuje drogę naszemu jeepowi. Przypomina mi się niemal identyczna scena z „Pożegnania z Afryką”, gdy Streep i Redford próbują przegonić stado bawołów. Może by tak też wypróbować skuteczność okrzyku „sio!”? Obawiam się jednak, że nasz kierowca-przewodnik ostro zaprotestowałby przeciwko próbie opuszczenia samochodu. Na safari obowiązują zasady bezpieczeństwa, które nie podlegają dyskusji. Z jeepa można wysiąść jedynie w wyznaczonym miejscu campingowym, co oznacza, ze w samochodzie spędza się ciągiem ładnych parę godzin.

Pozostało 94% artykułu
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Laury dla laureatek Nobla