Zamek, co padł i powstał

Białoruski oficer o polskich korzeniach ślubował Bogu, że odbuduje zamek Radziwiłłów

Publikacja: 15.06.2010 00:56

To na zamku w Lubczy Radziwiłowie odpierali atak wojsk cara Iwana Groźnego

To na zamku w Lubczy Radziwiłowie odpierali atak wojsk cara Iwana Groźnego

Foto: Rzeczpospolita, Andrzej Pisalnik AP Andrzej Pisalnik

To, co się dzieje od 2003 roku w miasteczku Lubcza nad Niemnem (23 km na wschód od Nowogródka), białoruscy historycy, krajoznawcy i dziennikarze określają nie inaczej jak cudem. Prywatna inicjatywa jednego człowieka sprawiła, iż leżący jeszcze osiem lat temu w ruinach zamek z XVI stulecia przybiera kształty fortecy, w której setki lat wcześniej wojska Radziwiłłów skutecznie odpierały ataki wojsk rosyjskiego monarchy Iwana Groźnego oraz broniły się (za drugim razem się poddając – aut.) przed kozacką ofensywą bliskiego poplecznika Bogdana Chmielnickiego, hetmana nakaźnego Iwana Zołotarenki, gdy ten po stronie Moskwy z 20-tysięczną armią wyruszył w 1654 roku na podbój Rzeczypospolitej.

[srodtytul]630 wolontariuszy[/srodtytul]

Na dziedziniec zamkowy przybywam w sobotę. Przed rozpoczęciem letnich wakacji sprawcę „cudu” Jana Pieczynskiego można w Lubczy spotkać tylko w weekendy.

– Tu się urodziłem i dorastałem, ale teraz mieszkam w Mińsku. W zamku pracuję co tydzień, zabierając ze sobą do samochodu kilku ochotników do pomocy – opowiada, gdy siedzimy obok otynkowanej już i nakrytej ceramiczną dachówką węgłowej wieży zamku. Kilku młodych ludzi stawia właśnie rusztowania, by przystąpić do tynkowania przybudówki do wieży. – To studenci Wydziału Architektury Białoruskiego Narodowego Uniwersytetu Technicznego (BNTU) – przedstawia pomocników Pieczynski. Podobnie jak on pracują tu nieodpłatnie. Pomoc przy pracach w Lubczy jest studentom zaliczana jako praktyki. – Mamy odnośnie do tego umowę z BNTU – tłumaczy kierownik robót, dodając, iż od momentu rozpoczęcia odbudowy zamku jego inicjatywę wsparło 630 osób. – Gościliśmy tu także studentów z Uniwersytetu w Białymstoku – chwali się, prosząc o pozdrowienie wolontariuszy z Polski na łamach „Rz”.

Opowiadając o początkach, mój rozmówca wyjmuje laptop i pokazuje zdjęcia z 2003 roku. Z bratem i znajomym postanowili wówczas posprzątać ruiny. Na zdjęciach rozsypujące się ściany wieży zamkowej i koń ciągnący z jej podziemi wóz ze śmieciami.

[srodtytul]Radziecki program nauczania[/srodtytul]

Z czasem dołączyła młodzież, głównie uczniowie szkoły na zamkowym wzgórzu (mieści się w pałacyku z XIX wieku). Tę szkołę w 1967 roku ukończył Jan Pieczynski. – Zamiłowanie do historii zawdzięczam nauczycielowi – wspomina. Wbrew radzieckiemu programowi historyk dużo opowiadał o zamku w Lubczy, jego właścicielach i roli, jaką odegrali w Wielkim Księstwie Litewskim. – I uczył samodzielności myślenia – dodaje.

Potem mój rozmówca był w wojsku. Dosłużył się stopnia pułkownika sił obrony powietrznej, piastował odpowiedzialne stanowiska w siłach zbrojnych najpierw ZSRR, a potem – niepodległej Białorusi. Po ciężkim udarze przeszedł w stan spoczynku. Los podarował mu drugą szansę. – Obiecałem wtedy Bogu, że podniosę z ruin zamek w Lubczy – wspomina.

Zamiar wydawał się absurdalny. Niektórzy, słuchając Pieczynskiego, pukali się w czoło. Jednak emerytowany oficer założył fundację Lubczański Zamek. Inicjatywa zdobyła osobowość prawną, a on możliwość pozyskiwania sponsorów oraz występowania do urzędów o opracowanie projektu, o pozwolenia na prace budowlane i renowacyjne.

[srodtytul]O nic nie prosić[/srodtytul]

– Wyznawałem zasadę: o nic nie prosić i robić wszystko własnymi rękami – mówi szef fundacji, nie kryjąc jednak, że jest wdzięczny za każdą pomoc, byleby płynęła z potrzeby serca. Swoim entuzjazmem zaraził setki młodych ludzi z całej Białorusi – każdego lata rozbijają tu obóz, by pomagać. Architekci i naukowcy nieodpłatnie opracowali dla fundacji zaakceptowany przez Ministerstwo Kultury Białorusi projekt renowacji.

– Jako inicjatywa społeczna nie możemy sobie pozwolić na najdrobniejsze uchybienia. Wszystko robimy zgodnie ze sztuką renowacji na najwyższym poziomie. Państwo ciągle patrzy nam na ręce – opowiada Pieczynski, wspominając, jak po całej okolicy wolontariusze zbierali z niszczejących domów czerwoną cegłę, by wykorzystać ją przy wznoszeniu ścian wieży.

Dumą renowatorów amatorów jest wykonana w technice sgraffito ozdoba gzymsu pod dachem wieży. – Wykonanie metra wzoru jednemu człowiekowi zajęło 15 dni, a gzyms ma 36 metrów! – opowiada kierownik prac, zaznaczając, że jego pomocnicy pracują z dokładnością „co do milimetra”. Z podobną precyzją Pieczynski wykonał wieńczący dach wieży i działający bez zarzutu wiatrowskaz z wybitą na nim datą wzniesienia zamku „1581”.

– Podczas prac porządkowych znaleźliśmy taki sam autentyczny wiatrowskaz z tą datą, co pozwoliło ustalić nie tylko rok wzniesienia murowanego zamku, lecz potwierdzić, że zbudował go kasztelan wileński i wojewoda brzeski Jan Kiszka – mówi Jan Pieczynski, nie bez kozery dodając, iż sprawą odrodzenia zamku w Lubczy po stuleciach zajął się człowiek też o imieniu Jan.

Pieczynski mówi płynną białoruszczyzną (to rzadkość w zrusyfikowanej Białorusi). Pytam, czy polskobrzmiące nazwisko nie świadczy przypadkiem o jego korzeniach. – Jeszcze jak świadczy – uśmiecha się i ujawnia, iż trzy siostry jego ojca Antoniego skorzystały z repatriacji po II wojnie światowej i od 1957 roku mieszkają w Polsce. – Ojciec też chciał, ale nie zdążył załatwić wszystkich formalności – mówi.

[srodtytul]Żal do Radziwiłłów[/srodtytul]

Renowacja drugiej (wjazdowej) wieży zamkowej oraz wzniesienie muru zamkowego z galerią wedle oceny Pieczynskiego zajmą mu i wolontariuszom jeszcze kilka lat. Nie wątpi w sukces przedsięwzięcia, choć do zeszłego roku nawet jego brat, z którym zaczynał, nie wierzył, że się uda.

– Uważam, że zamek w Lubczy jako obiekt turystyczny powinien mieć znaczenie nie mniejsze niż odnawiane przez państwo zamki w Mirze i Nieświeżu – mówi Pieczynski.

Nie kryje, iż ma trochę żalu do rodu Radziwiłłów, która aktywnie interesuje się tamtymi siedzibami sławnych przodków i jak dotąd nie zauważyła osiągnięcia bezprecedensowej w skali Białorusi inicjatywy społecznej o nazwie Lubczański Zamek.

– Może ktoś z Radziwiłłów przeczyta pana artykuł... Niech pan napisze, iż do dalszych prac renowacyjnych potrzebujemy dokumentów, obrazków, fotografii przedstawiających wygląd zamku w czasach, gdy rezydowali tu Radziwiłłowie – prosi Pieczynski.

Gdy pytam o zagospodarowanie zamku po zakończeniu renowacji, zapewnia, iż zrobi wszystko, by powstało tu pierwsze na Białorusi muzeum Wielkiego Księstwa Litewskiego.

Jest to o tyle uzasadnione, że Jan Pieczynski właśnie Lubczę uważa za miejsce chrztu pierwszego i jedynego koronowanego króla Litwy Mendoga (XIII w.).

– Naliczyłem 12 oznak tego, że na tym wzgórzu, nasypanym przez jego poddanych na brzegu Niemna, stał zamek Woruta, oczywiście wtedy drewniany – dzieli się swoją teorią o nieznanym naukowcom położeniu legendarnej pierwszej stolicy Wielkiego Księstwa Litewskiego.

Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"