[b]Czy pomysł na „Kucharzy historii” wypłynął z pana osobistego zainteresowania gotowaniem?[/b]
[b]Peter Kerekes:[/b] Dużo gotowałem z ojcem. Był doskonałym kucharzem. Lubiłem przyrządzać z nim gołąbki (słow. – holoubki) z ryżu, mielonego mięsa wołowego i kapusty, szczególnie że wymyślił wkładanie do nich życzeń zapisanych na karteczkach, podobnie jak w chińskich ciasteczkach z wróżbą. Teraz gotuję z dwiema córeczkami. Przypomina mi to dzieciństwo.
[b]W filmie podaje pan przepisy kucharzy na potrawy dla żołnierzy. Który wydał się panu najsmaczniejszy? Czy były to rosyjskie bliny z mięsem lub serem?[/b]
One lepiej wyglądały, niż smakowały. Aby lepiej prezentować się przed kamerą, musiały zostać usmażone na większej niż zwykle ilości oleju. Serbskie i chorwackie dania były przepyszne. Notabene nie wszystkie rozmowy weszły do mojego dokumentu. Tak się stało m.in. w przypadku dwóch Serbów gotujących podczas kryzysu w Kosowie. Teraz prowadzą zajęcia z „survival cooking” – uczą w niej przygotowania potraw w sytuacji, gdy nie ma się nic poza... wężami, żółwiami, żabami i ślimakami. Robią z nich coś na kształt wywaru czy gulaszu. I to jest bardzo dobre! Nigdy nie pomyślałbym, że wąż może być taki smaczny.
[b]Czy trudno było znaleźć wojskowych kucharzy?[/b]