Pierwsze to monodram autorstwa Ryszarda Marka Grońskiego „Irena zwana Jolantą”, której pierwszy pokaz odbył się 29 sierpnia. Ewa Dąbrowska wciela się w nim w postać Ireny Sendlerowej. Przemyślenia bohaterki, jej wątpliwości, lęki wyrażane są poprzez spokojną, daleką od patosu narrację.Uzupełniają ją archiwalne nagrania.
Druga propozycja to poniedziałkowy koncert „Klezmer & Strings”, którego bohaterami byli Gershwin Quartet i klarnecista Giora Feidman. Dzięki połączeniu klasycznej powściągliwości z dixielandową drapieżnością i klezmerską swobodą otrzymaliśmy muzykę subtelną, ale niepozbawioną radości i żywiołowości.
Numer trzy to środowe przedstawienie Pawła Passiniego „Kabbalah”. Piękny w swej ascetycznej formie spektakl, poświęcony był sefirom – dziesięciu stopniom, których osiągnięcie zbliża człowieka do poznania Boga. Piękno, Mądrość czy Zrozumienie pojawiające się w wizualizacji Drzewa Życia, stawały się pretekstami scen aktorskich i komentarzy reżysera dowodzących, że nawet o najistotniejszych sprawach można mówić z dystansem, a czasem autoironią i humorem.
Kolejne trzy wydarzenia to koncerty sobotnie. Na małej scenie Teatru Żydowskiego można było posłuchać gitarzysty Raphaela Rogińskiego solo. Jego melodyjna, acz brudzona agresywnymi dźwiękami muzyka była dość hermetyczna, ale hipnotyzująca i skłaniająca do szerszych niż tylko artystyczne refleksji.
Na scenie plenerowej wystąpili wieczorem skrzypek Nigel Kennedy i zespół Kroke. Po tych artystach można się spodziewać wyłącznie fantastycznego koncertu, więc żadnego zaskoczenia nie było. Tu jednak trzeba przyznać techniczny minus organizatorom. Remont placu Grzybowskiego spowodował znaczne ograniczenie miejsca. W efekcie przejście między ul. Bagno a Próżną całkowicie się zakorkowało – dochodziło do przepychanek, padały niecenzuralne słowa. Może trzeba było np. zobligować służby porządkowe, żeby nie pozwalały publiczności stać poza barierkami wyznaczającymi „widownię”.