O muzycznej popularności Genesis na początku kariery tej założonej w 1967 roku grupy mówi następująca anegdota: Peter Gabriel omiótł wzrokiem salę i zapytał: „Czy mają państwo jakieś muzyczne życzenia?”. A teraz pointa: na widowni był tylko jeden słuchacz.
Nie ma chyba takiego drugiego zespołu jak Genesis, który tak wiele razy miał się rozpaść, tymczasem powstawał jak Feniks z popiołów, zmieniał muzyczne oblicze i zyskiwał jeszcze większą publiczność.
Ale to chyba normalne dla grupy, która chciała być wyłącznie kompozytorską spółką. Jej oryginalność polegała na tym, że w czasach, gdy muzyczne zespoły zamykały się w jednej stylistyce, Genesis mieszał wiele muzycznych konwencji. Jak wspomina Peter Gabriel, na początku było to dla wydawców nie do przyjęcia. Ale słuchacze docenili wyjątkowość grupy.
Momentem przełomowym był występ w Irlandii, kiedy ku zaskoczeniu nie tylko widzów, ale i kolegów z zespołu, Gabriel wyszedł na scenę w masce lisicy, ubrany w sukienkę. Perkusista Phil Collins był zły, bo wszystkie prasowe relacje skupiły się nie na muzyce, lecz na przebraniu wokalisty. Nie kryje jednak, że dzięki temu honoraria powiększyły się o jedno zero. Sceniczny kostium okazał się wkrótce znakiem rozpoznawczym występów zespołu. Od tego czasu mówiło się o rockowym teatrze. Nowa rola pochłaniała Gabriela coraz bardziej. Uruchomiła również jego talent poetycki. Ale tworząc wszystkie teksty na album „The Lamb Lies Down on Broadway”, jednocześnie wywołał konflikt w zespole, którego wynikiem było rozpoczęcie solowej kariery.
Grupa znowu stanęła na rozdrożu. Nagrała już wszystkie kompozycje na album „Trick of the Tail”, ale nie miał kto stanąć za mikrofonem. Do czasu, gdy spróbował Phil Collins.