Grażyna Torbicka - z Grażyną Torbicką rozmawia Jacek Cieślak

Z Grażyną Torbicką rozmawia Jacek Cieślak

Aktualizacja: 23.04.2011 11:30 Publikacja: 21.04.2011 13:49

Grażyna Torbicka - z Grażyną Torbicką rozmawia Jacek Cieślak

Foto: ROL

Rz: Od początku miała pani plan, by w niepowtarzalny sposób istnieć w mediach – jako prezenterka, konferansjer, krytyk filmowy z autorskim programem „Kocham kino" i festiwalem „Dwa Brzegi"?

Dochodziłam do tego powoli. Pewne było tylko to, że interesuje mnie kultura. To był mój punkt wyjścia, gdy kończyłam Wydział Wiedzy o Teatrze na warszawskiej PWST. W telewizji zaczynałam w redakcji Teatru Telewizji. Zachłysnęłam się Dwójką, bo mogłam na jej antenie mówić o spektaklach i literaturze, a w Międzynarodowym Dniu Teatru gościć w Otwartym Studiu studentów i profesorów szkoły teatralnej.

Zbliżenie - czytaj więcej

Niedługo później oglądaliśmy panią w Sopocie.

Bywa, że życie podpowiada rozwiązania, wobec których z początku nie wykazujemy entuzjazmu, a jednak ich próbujemy. Zaproponowano mi prowadzenie Międzynarodowego Festiwalu Piosenki w Sopocie i okazało się, że mam odpowiednie predyspozycje. Do dziś prowadzenie gali przychodzi mi najłatwiej. Oczywiście mam tremę przed wyjściem na estradę, muszę się dobrze przygotować, ale kiedy kamery idą w ruch, zaczyna się gra, którą lubię. A najbardziej – nieprzewidziane zdarzenia, które prowokują spontaniczne reakcje i uruchamiają najgłębsze pokłady szarych komórek, uśpione, gdy wszystko idzie zbyt gładko.

Zaczynała pani od teatru, ale ważniejszy okazał się film?

Największą satysfakcję daje mi dziennikarstwo kulturalne. Zaczynałam od trochę undergroundowego programu „Życie i styl". Później powierzono mi przygotowanie i prowadzenie cyklu „Kocham kino". Zgodziłam się chętnie, bo nie dałoby się długo utrzymać na antenie programu poświęconego np. wyłącznie teatrowi czy literaturze. Taka jest brutalna prawda. Wiedziałam, że kino przytrzyma uwagę widzów na dłuższy czas, bo jest najbardziej komunikatywne. W nim odnalazłam wszystko, co mnie fascynuje: dobrą literaturę, muzykę, aktorstwo i plastykę.

Kiedy pani pomyślała, że czas na festiwale?

Zaczęło się od tego, że do Polski, na premierę „Po tamtej stronie chmur", przyjechał Michelangelo Antonioni. Roman Gutek zaproponował, żebym została gospodarzem premiery. W gronie Antonioniego był współproducent Felice Laudadio. Czułam, że traktuje mnie z dystansem. Ot, przyszła młoda dziewczyna, blondynka. Dobrze, że mówi po włosku! Ale premiera odbyła się w Sali Kongresowej i fakt, że na ambitny film przyszło 3 tysiące widzów, zrobił na Włochach duże wrażenie. W dodatku Antonioni był już po wylewie, z czym wiązało się moje trudne zadanie. Chociaż mówił tylko półsłówkami, chodziło o to, by zgodził się wyjść do widzów, by poczuli jego obecność, a nawet byli świadkami rozmowy. Nieskromnie mówiąc – zrobiłam to. Przepraszam... ale teraz będę się bardzo chwalić...

Proszę się nie krępować! Mamy dość narzekających Polaków.

Następnego dnia Laudadio zadzwonił i powiedział, że wydarzyło się coś niesamowitego. Usłyszałam: „Chapeaux bas". A po kilku miesiącach dostałam list z zaproszeniem do współpracy na festiwalu w San Vincent, przyznającym prestiżową włoską nagrodę filmową Grolle d'Oro. Miałam poprowadzić galę otwarcia! Natychmiast zadzwoniłam do Laudadio i powiedziałam, że chyba się pomylił, bo chociaż mówię po włosku, nie czuję się na siłach, by występować we Włoszech. Laudadio nie ustąpił. Wierzył, że dam radę.

Co było najtrudniejsze?

Zawsze, gdy życie stawia przede mną duże wyzwanie, wszystko dokoła się sypie. Kiedy przyjechałem do San Vincent, okazało się, że trwa strajk obsługi hotelu, gdzie od lat odbywał się festiwal. Trzeba było improwizować. To było zadanie dla mnie. Przenosiny imprezy kosztowały wiele nerwów. Mobilizowała świadomość, że przyjechała cała elita włoskiego kina, bo nagrodę specjalną otrzymał wybitny reżyser i scenarzysta Ettore Scola, szef Cinecitta, bliski współpracownik Felliniego.

Jakie miała pani recenzje?

Odbierając nagrodę, Ettore Scola powiedział, że miał duże wątpliwości, czy przyjeżdżać, bo daleka droga, bo strajk, a tu wielka niespodzianka, bo poznał taką prowadzącą jak Grażyna Torbicka. No warto było! To mi pomogło w kolejnych wyzwaniach, które przyszły, gdy Laudadio został na trzy lata dyrektorem festiwalu w Wenecji. Byłam w zespole przygotowującym festiwal, prowadziłam konferencje prasowe i galę Złotych Lwów, gdy nagrodę za całokształt twórczości otrzymał Andrzej Wajda. Potem Laudadio przeniósł się na sześć lat do Taorminy, a ja z nim. To była niesamowita przygoda! Również dlatego, że nagrodą dla gwiazd w przepięknej Taorminie były zegarki ozdabiane diamentami, i mało kto odmawiał przyjazdu. W Teatro Greco przed wieczornymi projekcjami prowadziłam dla festiwalowej publiczności rozmowy z udziałem Toma Cruise'a, Michaela Douglasa czy Nicole Kidman, już nie wspominając całej plejady gwiazd włoskiego kina z Giną Lollobrigidą włącznie.

Którą gwiazdę wspomina pani najlepiej?

Niezapomnianą przygodę miałam z Antonio Banderasem. Przed wyjściem na scenę mieliśmy się spotkać w antycznych podziemiach, w których mieściły się garderoby. Zobaczyłam, jak piękny Antonio idzie do mnie, a za nim dwóch bodyguardów. Był już całkiem blisko, uśmiechaliśmy się do siebie, otworzył szeroko ramiona i... w tym momencie zobaczyłam, jak z impetem uderza głową w ceglany łuk. Banderasa odrzuciło do tyłu, ledwo go złapali ochroniarze. Byłam przerażona. Zaczęłam krzyczeć wniebogłosy! A Antonio się wyprostował i z łobuzerskim uśmiechem zapytał: „Dobrym jestem aktorem?!".

Czy we Włoszech zwracano uwagę, że Polka prowadzi prestiżowe włoskie festiwale?

Były komplementy, ale i pytania, dlaczego nie Amerykanka? Jestem dumna z siebie. Pomimo wszystkich stresów i nieprzespanych nocy warto było. Doświadczyłam paradoksalnego uczucia: nas, przybyszów zza żelaznej kurtyny, wyróżniało zainteresowanie sztuką, historią. Było silniejsze od kompleksów. Ostatnio rozmawiałam z Peterem Weirem, który opowiadał, jak wielkie różnice zauważa między dziennikarzami amerykańskimi i polskimi. Był przerażony, że w Ameryce pytano go tylko o to, czy historia „Niepokonanych" jest prawdziwa czy zmyślona.

Jak ocenia pani młodsze pokolenie kinomanów?

Dziś, kiedy prawie wszystko jest migotliwe, ale powierzchowne, tym bardziej cenię tę młodą wrażliwą publiczność, która interesuje się nie tylko obrazkiem, ale tematem. Gdybym w nią nie wierzyła, nie robiłabym mojego programu „Kocham kino" z uporem godnym lepszej sprawy. A wciąż jest przesuwany na coraz gorsze pory emisji i powinien się już nazywać „Kocham kino nocą". Nie rezygnuję, bo wiem, że na tym programie wychowało się wiele osób, które dziś zajmują się filmem zawodowo. Miałam wielokrotne dowody, że ktoś pod wpływem „KK" wybrał filmoznawstwo albo reżyserię. Szczególnie miłe są spotkania z oglądającą „Kocham kino" młodzieżą, która decyduje się spędzić część letnich wakacji na festiwalu „Dwa Brzegi" prowadzonym przeze mnie od pięciu lat. W zeszłym roku jedna z dziewczyn powiedziała mi tam: „Fantastycznie, pani Grażyno, że panią poznałam. Moja mama będzie zachwycona, bo oglądamy pani program, ale nigdy jeszcze nie widziałam pani w realu. W realu jest w porządku".

Potwierdzam, że w realu jest w porządku! A przed nami Wielkanoc. Pochodzi pani ze Śląska – czy tamtejsze zwyczaje wielkanocne mają swoją specyfikę?

Nie będę udawać, że znam obyczaje wielkanocne we wszystkich regionach Polski. Ale kiedy, mając 15 lat, przeprowadziłam się do Warszawy, zdecydowanych różnic nie czułam. Z lat dziecinnych zapamiętałam, że najważniejsza jest rodzina i rodzinna atmosfera.

Pani rodzina była związana z górnictwem?

Jestem córką górnika. Mój tata przez 15 lat pracował w ratownictwie górniczym. Na Śląsku zawsze było tak, że wyjściu ojca bądź męża na szychtę towarzyszyło podświadome myślenie „wracaj szczęśliwie". Każdy zjazd pod ziemię jest obarczony ryzykiem. Ale o tym się nie mówiło. To była nasza codzienność. Na pewno wzmacniała rodzinne więzi, poczucie odpowiedzialności. Na Śląsku rodzina jest najważniejsza. Poza tym kult pracy, otwartość i gościnność.

Zakończmy świątecznie: śmigus dyngus był dla pani problemem?

Wciąż jest! Różnych miałam wielbicieli. Jedni strzelali wodą z pistoletu, inni sięgali po wiadro. Przyznam, że porządne wiadro wody robi wrażenie!

Kocham kino

0.10 | tvp 2 | CZWARTEK

Najpopularniejsza prezenterka telewizyjna i konferansjerka, dziennikarka, dyrektor artystyczny Festiwalu Filmu i Sztuki „Dwa Brzegi" w Kazimierzu Dolnym.

Urodziła się na Śląsku, ale maturę zdała już w stolicy w prestiżowym Liceum im. Stefana Batorego. Ukończyła Wydział Wiedzy o Teatrze na warszawskiej PWST. Początkowo pracowała w dziale literackim Teatru Telewizji, później przeszła do TVP 2. Jako konferansjerka zadebiutowała prowadząc Międzynarodowy Festiwal Piosenki w Sopocie.

Jest autorką programu „Kocham kino" w TVP 2, od 1996 roku należy do FIPRESCI, zasiadała w radzie Fundacji Centrum Twórczości Narodowej. W 1998 r. otrzymała Wiktora w kategorii nagroda publiczności, w 2010 w kategorii osobowość telewizyjna. Trzykrotnie uhonorowana Telekamerą. Odznaczona również srebrnym Medalem Gloria Artis „Zasłużony dla Kultury Polskiej".

Prezenterka licznych festiwali i konkursów, m. in.: Camerimage i Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina, a także zagranicznych festiwali w Wenecji i Taorminie. Prywatnie córka prezenterki Krystyny Loski.

Rz: Od początku miała pani plan, by w niepowtarzalny sposób istnieć w mediach – jako prezenterka, konferansjer, krytyk filmowy z autorskim programem „Kocham kino" i festiwalem „Dwa Brzegi"?

Dochodziłam do tego powoli. Pewne było tylko to, że interesuje mnie kultura. To był mój punkt wyjścia, gdy kończyłam Wydział Wiedzy o Teatrze na warszawskiej PWST. W telewizji zaczynałam w redakcji Teatru Telewizji. Zachłysnęłam się Dwójką, bo mogłam na jej antenie mówić o spektaklach i literaturze, a w Międzynarodowym Dniu Teatru gościć w Otwartym Studiu studentów i profesorów szkoły teatralnej.

Pozostało 93% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"