Reklama
Rozwiń
Reklama

Muzyka jak jedwabny dywan

Znakomita primadonna wyjaśnia, na czym polega tajemnica belcanta i dlaczego lubi śpiewać w Teatrze Wielkim –Operze Narodowej

Publikacja: 30.06.2011 17:19

Muzyka jak jedwabny dywan

Foto: Fotorzepa, Danuta Matloch Danuta Matloch

Woli pani być Marią Stuart czy Elżbietą I?

Edita Gruberova

: – Zdecydowanie Elżbietą. Muzyka w „Robercie Devereux" jest gęsta, nie ma ani jednego momentu, w którym człowiek by się zastanawiał, po co Donizetti to napisał. Poza tym lubię opery, które kończy mocna scena finałowa z moim udziałem.

Czy zaczynając karierę, marzyła pani o takich rolach?

Absolutnie nie, profesor w konserwatorium w Bratysławie zakwalifikował mnie jako śpiewaczkę mozartowską. Śpiewałam więc Królową Nocy, Konstancję w „Uprowadzeniu z seraju", byłam Donną Anną, nagrałam Elettrę w „Idomeneo" z Lucianem Pavarottim.

Reklama
Reklama

A może był to repertuar dobierany trochę z konieczności? Opery takie jak „Lucrezia Borgia", „Anna Bolena" czy „Roberto Devereux" nie pojawiały się wtedy na scenach.

To prawda, że w Czechosłowacji z tytułów Donizettiego wystawiano jedynie „Łucję z Lammermooru" i „Napój miłosny". Roli Łucji uczyłam się na studiach i jak każda młoda śpiewaczka marzyłam, by być Traviatą, nie zdając sobie wówczas sprawy, jaka to niesłychanie ciężka partia.

W którym więc momencie zrozumiała pani, że belcanto powinno stać się pani specjalnością?

W 1978 roku wystąpiłam w wiedeńskiej Staatsoper w „Łucji z Lammermooru", potem byli „Purytanie" w Bregencji i w Wiedniu „Maria Stuarda". Zaczęłam szukać, co mogłabym do tego dodać. Dużo ról belcantowych miała w repertuarze Montserrat Caballé. Zaczęłam słuchać jej nagrania, śpiewała pięknie.

I pomyślałam sobie, że to mój świat.

Teraz wie pani o nim już wszystko?

Reklama
Reklama

Mam nadzieję, że tak jak wcześniej Maria Callas i Montserrat Cabellé przyczyniłam się do tego, iż belcanto przestało być traktowane jako nieciekawa muzyka trzeciej kategorii. Zawsze staram się interpretować sercem, a niezwykłość belcanta polega na tym, że pozwala wyrazić tak wiele emocji. Kiedyś istniały szkoły nauki tego stylu, a jeden tryl ćwiczono przez kilka lat. Nie po to, by śpiewaczka osiągnęła koloraturową perfekcję, lecz by zinterpretowała tę muzykę tak, jak rzeczywiście została napisana, i umiała nadać jej różne odcienie. Belcanto jest trudne również dlatego, że wszystko zależy w nim od śpiewaka. Bellini i Donizetti oddawali te same uczucia co Wagner, Strauss czy Verdi. U tych kompozytorów zawarte są one również w orkiestrze, w operach belcanto przekazujemy je wyłącznie głosem.

Pani sama odkrywała jego tajemnice?

Pomagało mi doświadczenie życiowe, bo mamy tu wszystko: miłość, złość, pragnienie władzy, siłę, zdradę. Każdy z nas na swój sposób doświadczył tych emocji w życiu, dlatego każda interpretacja bywa inna. Młodzi potrafią wyśpiewać silnym, świeżym głosem wszystkie nuty, tymczasem sztuka belcanta polega na oddaniu mnogości niuansów. Szczególną rolę ma zaś do spełnienia dyrygent. Musi kochać i rozumieć muzykę belcanta, jest szyta drobnymi, delikatnymi ściegami – jak jedwabny dywan. Tymczasem nie każdy dyrygent w akompaniamencie orkiestry potrafi odnaleźć odbicie emocji wyrażanych przez śpiewaka.

A czy ważna jest atmosfera samego teatru? Pani ma kilka ulubionych scen w Europie, inne zaś omija.

Dlatego muszę powiedzieć, że po ubiegłorocznym występie zaliczam do nich Operę Narodową. Urzekła mnie warszawska orkiestra, gra z sercem i głębokim zrozumieniem. Odpowiada mi akustyka, a publiczność jest fantastyczna.

Jest szansa, że zobaczymy panią w Operze Narodowej w całym przedstawieniu?

Reklama
Reklama

Teraz preferuję koncertowe wykonania oper, kiedy publiczność może skupić się na przeżywaniu muzyki. Oczywiście opera to również sztuka wizualna, ale jest mało reżyserów, do których mam zaufanie. Szlachetnym wyjątkiem jest Christof Loy, który zrealizował kilka sezonów temu „Lucrezię Borgię" w Monachium.

Współczesny teatr zabija sztukę śpiewu?

Tak, Christof Loy jest młody, ale zna się na muzyce i ją kocha. Inni reżyserzy nie mają dla niej respektu. Ale właśnie opanowałam nową rolę w operze Belliniego „La straniera". W przyszłym roku wykonam ją w wersji koncertowej, a w 2013 roku będzie premiera w Zurychu w reżyserii Christofa Loya. I może znów wykonanie koncertowe w Warszawie.

rozmawiał Jacek Marczyński

Kultura
Nagroda Turnera dla artystki w spektrum autyzmu. Dzięki Nnenie pęknie szklany sufit?
Kultura
Waldemar Dąbrowski znowu na czele Opery, tym razem w Szczecinie
Kultura
Sztuka 2025: Jak powstają hity?
Kultura
Kultura 2025. Wietrzenie ministerialnych i dyrektorskich gabinetów
Kultura
Liberum veto w KPO: jedni nie mają nic, inni dostali 1,4 mln zł za 7 wniosków
Materiał Promocyjny
W kierunku zrównoważonej przyszłości – konkretne działania
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama