Włoski styl, szwajcarska jakość

Długie tunele, wysokie tamy, strome kolejki – historia Szwajcarii to historia okiełznywania gór. Widać to szczególnie na przełęczy św. Gottarda łączącej niemieckojęzyczny kanton Uri z włoskojęzycznym Ticino

Publikacja: 16.09.2011 01:12

XVII-wieczny Ponte dei Salti w miasteczku Lavertezzo

XVII-wieczny Ponte dei Salti w miasteczku Lavertezzo

Foto: EAST NEWS

Red

Autobus z trudem pnie się wąską brukowaną drogą. Zakręty są tak ostre, że parokrotnie się zatrzymuje, cofa i ponownie podjeżdża. Kierowca musi przy tym uważać, by nie potrącić kolarzy, których wyjątkowo tu dużo – ten podjazd to dla nich prawdziwe wyzwanie.

Tylko 4 kilometry, ale aż 24 zakręty. I 300 metrów różnicy poziomów. To Via Tremola, jedna z najsłynniejszych dróg Szwajcarii, wybudowana w 1827 roku i prowadząca na wysokość 2091 metrów na przełęcz św. Gottarda.

Przełęcz wzięła nazwę od imienia bawarskiego świętego. Leży na szlaku łączącym północną Europę z Włochami i Morzem Śródziemnym. Przez wieki można ją było pokonać jedynie pieszo, wykutymi w skałach wąskimi ścieżkami i zwisającymi na linach pomostami. Taką drogę mógł przebyć pielgrzym, ale już nie handlarz obładowany towarem. Zwłaszcza że dostępu do przełęczy bronił także  kanion rzeki Reuss – zbyt stromy nawet dla Rzymian, którzy korzystali z leżącej 200 km na zachód przełęczy św. Bernarda. Pierwszy drewniany most powstał nad Reussem w 1230 roku, ale dopiero kamienny, wzniesiony w XVI wieku, zwany mostem Diabelskim, przyczynił się do gospodarczego ożywienia regionu.

W 1799 roku most Diabelski był świadkiem bitwy, jaką stoczył kierujący rosyjsko-austriackim wojskiem generał Aleksander Suworow z wojskami francuskimi. Idąc przez Alpy, generał stracił 10 tys. żołnierzy. Pomnik Suworowa, sprawcy rzezi Pragi podczas insurekcji kościuszkowskiej, stoi dziś na przełęczy (Suworow z adiutantem przypomina Don Kichota z Sancho Pansą). W tym roku odnowiono budynek Ospizio San Gottardo, w którym od XIII wieku kapucyni udzielali schronienia wędrującym przez góry. Dziś to trzygwiazdkowy hotel. Na przełęczy znajduje się też muzeum dokumentujące stulecia starań o wygodną alpejską przeprawę.

Kolej na kolej

Via Tremola można pokonać też zaprzężonym w pięć koni dyliżansem wzorowanym na XIX-wiecznych wozach pocztowych. Choć kosztuje to 680 franków, czyli prawie 2200 zł, co roku znajduje się ponad 1000 chętnych, którzy fundują sobie tę frajdę.

Podróże dyliżansami zakończyły się w 1882 roku, gdy przez przełęcz św. Gottarda przebito linię kolejową. To był inżynierski majstersztyk – dość powiedzieć, że dłuższy tunel kolejowy zbudowano dopiero pół wieku później we Włoszech. Ten pod przełęczą Gottarda ma 15 kilometrów i w najwyższym punkcie leży na poziomie 1151 metrów. Budowę nadzorował szwajcarski inżynier Louis Favre, który zmarł dwa lata przed oddaniem tunelu do użytku.

Ten etap podporządkowywania sobie Alp kosztował też życie 200 robotników. Warunki pracy były tak ciężkie, że kilkakrotnie wzniecali bunty brutalnie tłumione przez policję i armię szwajcarską (pomnik ofiar znajduje się w mieście Airolo). Żeby dostać się do tunelu, pociąg zatacza pętle po zboczach gór, nabierając wysokości. Symbolem linii stał się barokowy kościółek w miejscowości Wassen, który podróżni mijają trzy razy, za każdym razem widząc go z innej strony i z innej wysokości.

Już 90 lat temu przy linii kolejowej powstała elektrownia wodna do zasilania elektrycznych lokomotyw (ze względu na położenie geograficzne Szwajcarzy produkowali przez lata najmocniejsze lokomotywy na świecie). Aby uzyskać prąd, spiętrzono wody leżącego na wysokości 1850 m n.p.m. jeziora Ritom. Przy okazji zbudowano niezwykle stromą kolejkę zębatą prowadzącą z leżącego kilka kilometrów od przełęczy Gottarda miasta Piotta do stóp jeziora. Jej maksymalne nachylenie sięga 87,8 proc. Po wjechaniu na górę oczom turystów ukazują się niezwykłe zielone krajobrazy doliny Piora z pobrzękującymi dzwonkami brązowymi alpejskimi krowami na pierwszym planie.

Najdłuższy tunel

W leżącym tuż przy Ritom małym jeziorze Cadagno występuje niezwykłe zjawisko zwane meromiksją. Dwie warstwy wody: martwa przy dnie i biologicznie żywa przy powierzchni, nie mieszają się ze sobą, oddziela je bowiem cienka różowa warstwa bakterii blokujących wymianę. Fenomen ten bada Alpejskie Centrum Biologiczne, na potrzeby którego przystosowano dwie alpejskie chałupy stojące przy jeziorze. Meromiksja występowała też w jeziorze Ritom, ale została zaburzona podczas budowy tamy.

Zapora w Ritom robi wrażenie, ale daleko jej do ogromnej tamy w dolinie Varzasca skonstruowanej w latach 60. XX wieku i mierzącej 220 metrów. To właśnie scena nakręcona na tej tamie rozpoczyna film o agencie Bondzie „Golden Eye" – konstrukcja z doliny Varzasca udaje radziecką fabrykę broni chemicznej. Spragnieni silniejszych niż filmowe wrażeń mogą z tamy skoczyć. To najwyższy stały punkt do skoków na bungee na świecie. Lot trwa siedem i pół sekundy.

Nieopodal, w wiosce Lavertezzo, znajduje się inne słynne dzieło inżynierii. Nie tak monumentalne, ale równie zachwycające. To przerzucony nad turkusową rzeką Verzasca Ponte dei Salti składający się z dwóch mocno wygiętych kamiennych łuków. Potocznie nazywany rzymskim mostem i nieustannie fotografowany, pochodzi jednak z XVII wieku.

Wielkim przełomem w pokonywaniu Alp było wydrążenie przez Szwajcarów w 1980 roku pod przełęczą św. Gottarda 16-kilometrowego tunelu drogowego. Dziś pęka on już w szwach, dlatego Szwajcarzy (chcąc przy okazji wyrzucić znaczną część TIR-ów z alpejskich dróg) znów porwali się na gigantyczny wyczyn – poniżej XIX-wiecznego tunelu kolejowego, na wysokości 600 metrów powstaje nowy, przystosowany do kolei wielkich prędkości. Będzie miał długość 57 kilometrów, co uczyni go najdłuższym na świecie. Tarcze drążące przebiły już tunel (wschodnią nitkę w październiku 2010, a zachodnią w marcu 2011 r.), ale cała budowla ma być ukończona w 2016 r. Pociągi pasażerskie będą wtedy gnać z prędkością 250 km/h, dzięki czemu podróż z Zurychu do Mediolanu skróci się o godzinę (do dwóch i pół godziny). Szacowany na dziś koszt inwestycji to prawie 10 mld franków (ponad 35 mld zł).

Czas płynie wolniej

Jadący z Zurychu przez przełęcz św. Gottarda pociąg dociera do Lugano, największego miasta włoskiej Szwajcarii, z dziesięciominutowym opóźnieniem. Może w Zurychu wywołałoby to zdumienie, ale tu, na południu, wszystko toczy się wolniej. Na placu niedaleko brzegu jeziora Lugano można się poczuć jak w nieodległej Italii. Świeci silne słońce, kelner przynosi znakomitą mozzarellę z pomidorami i bazylią, nalewa lokalnego białego wina. Do Mediolanu jest stąd niecałe 80 kilometrów, do słynnego włoskiego kurortu Como – 30. Ale Ticinesi nie muszą tam jeździć: jeziora, góry i położone na ich zboczach miasteczka mają u siebie. A do tego włoską kuchnię, jedną z głównych atrakcji regionu.

– Tu spotyka się włoski styl życia ze szwajcarską jakością. Czy nie tak właśnie wygląda niebo? – mówią mieszkańcy regionu.

Zwiedzanie nieba najlepiej zacząć od rejsu statkiem po jeziorze Lugano. „Italia" przepływa obok rozłożonych schodkowo na zboczach gór osad, takich jak np. Gandria, do której można dotrzeć drogą wijącą się wśród drzewek oliwnych. Do 1935 roku osada nie miała drogowego połączenia z Lugano ani z Włochami, a i dziś samochód zostawia się na parkingu przy wjeździe, bo poruszać się nim po stromej osadzie nie sposób.

Zaraz za Gandrią statek zawraca, bo jezioro przecina granica szwajcarsko-włoska. Obok ciekawostka – wykrojone ze Szwajcarii miasto Campione d'Italia, które należy do Włoch, bo pod koniec XVIII wieku mieszkańcy Campione wybrali zwierzchnictwo Mediolanu. Można się tu dostać z Włoch wodą, nie wchodząc na szwajcarski ląd. Dziś Campione słynie przede wszystkim z ogromnego kasyna, które niczym katedra przygniotło pozostałe zabudowania miasteczka. Budynek

zaprojektował jeden z najsłynniejszych obecnie architektów szwajcarskich Mario Botta, który urodził się kilka kilometrów dalej w miejscowości Madrisio.

Ziemia architektów i smakoszy

Ticino to zresztą prawdziwa wylęgarnia architektów. Z Campione pochodził Antonio Solari, nadworny architekt Augusta III, który kierował m.in. przebudową Zamku Królewskiego w Warszawie. Z okolic jeziora Lugano wywodzą się także Francesco Boromini, czołowy architekt rzymskiego baroku, oraz Dominik Fontana, autor Biblioteki Watykańskiej. A także Carlo Maderna, twórca fasady Bazyliki św. Piotra w Rzymie.

Maderna urodził się w mieście Capolago. Tu zatrzymuje się prom, który zabiera turystów do innej atrakcji – dojeżdżającej na wysokość 1605 metrów kolei zębatej wiodącej na Monte Generoso. Podróż trwa 40 minut, potem jeszcze kilkuminutowy spacer na sam szczyt (1701 m).

Przy dobrej pogodzie z wierzchołka góry można objąć wzrokiem cały region z jeziorami Lugano, Como, Varese i Maggiore oraz miastem Lugano. Na platformie widokowej przymocowano litografię wykonaną na podstawie obrazu Edoarda Francesca Bossoliego, autora XIX-wiecznych panoram Alp, który ukazując piękno tutejszej przyrody, rozpropagował turystykę górską. Dziś w regionie Ticino są 3 tys. kilometrów szlaków.

Ticino było pierwszym regionem Szwajcarii, który przyjął narodzoną we Włoszech ideę slow food. Podobnie jak w Italii kolacje trwają tu całymi godzinami: po serii przystawek (np. sałat z serem robiola) i daniu głównym (często w jego skład wchodzi polenta, czyli włoska mamałyga z mąki kukurydzianej) pojawia się deser (np. tiramisu), a po nim obowiązkowo espresso. Region Ticino produkuje własne dobre wina, w 80 proc. ze szczepu merlot. Rzadko trafiają na eksport, więc warto ich spróbować, choć nie należą do tanich. Doskonały wybór win mają np. w słynnej na cały region restauracji Defanti w miasteczku Lavorgo, której właścicielki zafascynowane są filmem Felliniego „Dolce Vita". Fotosy z Marcellem Mastroianim i Anitą Ekberg wiszą na ścianach, a każde z dań (w tym przystawki podawane na płytach gramofonowych) nawiązuje do filmu.

Znajomy z Lugano znajduje jednak różnicę między niebem a szwajcarskim kantonem. – Ticino możesz odwiedzić, kiedy tylko chcesz, znaleźć jego ofertę w biurze podróży, przyjechać i powiedzieć: byłem tam.

Może tak powiedzieć coraz więcej Polaków – właściciele miejscowych pensjonatów przyznają, że nasi rodacy coraz częściej przyjeżdżają tu na narty. Ale Ticino warto odwiedzić o każdej porze roku.

Autobus z trudem pnie się wąską brukowaną drogą. Zakręty są tak ostre, że parokrotnie się zatrzymuje, cofa i ponownie podjeżdża. Kierowca musi przy tym uważać, by nie potrącić kolarzy, których wyjątkowo tu dużo – ten podjazd to dla nich prawdziwe wyzwanie.

Tylko 4 kilometry, ale aż 24 zakręty. I 300 metrów różnicy poziomów. To Via Tremola, jedna z najsłynniejszych dróg Szwajcarii, wybudowana w 1827 roku i prowadząca na wysokość 2091 metrów na przełęcz św. Gottarda.

Pozostało 95% artykułu
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Laury dla laureatek Nobla