Slam Sensing Nation Sensation. Anna Kerth o SSNS

Aktorka Anna Kerth opowiada o tym, jak jeden wiersz zamienił się multikulturowy projekt o językach i Warszawie.

Aktualizacja: 29.10.2011 16:31 Publikacja: 29.10.2011 13:40

Anna Kerth (w środku)

Anna Kerth (w środku)

Foto: rp.pl, Ewa Łuczak ewał Ewa Łuczak

Posłuchaj całej płyty "Slam Sensing Nation Sensation" na rp.pl

Na jesieni zeszłego roku zaprosiłaś warszawiaków do udziału w projekcie Slam Sensing Nation Sensation, łączącym w sobie slam poetycki z lingwistyką. Dlaczego ten sam wiersz przetłumaczony na osiem języków ma zainteresować słuchaczy?

Bo nie chodziło o samo przetłumaczenie, ale o to, jaka zachodzi ewolucja wiersza w wyniku tłumaczenia. Wiersz Marcina Cecko „Czekam w kuchni na oświecenie" został poddany zabiegowi głuchego telefonu. Od polskiej wersji do polskiej, po drodze został przełożony na sześć innych języków: angielski, holenderski, hiszpański, hebrajski, francuski i japoński. Tłumacze mieli zabronione zaglądać do każdej innej niż poprzedzająca wersji.

Jak doszło do tego, że aktorka telewizyjna, filmowa i teatralna zajęła się slamem?

W 2010 roku zostałam poproszona o przetłumaczenie wiersza Marcina Cecko na angielski. Ludzie wiedzą, że zdarza mi się zajmować tłumaczeniami, że jestem aktorką języka angielskiego. Miałam przetłumaczyć i przeczytać wiersz na potrzeby serwisu Dwutygodnik w wersji angielskiej - biweekly.pl. Gdy wiersz został opublikowany, Karolina Gębska, którą znałam z STSW, czyli Stowarzyszenia Twórców Sztuk Wszelkich, przetłumaczyła parę wersów na hebrajski.

Ale żeby zrozumieć, skąd pomysł na SSNS, musimy cofnąć się do 2001 roku. Studiowałam wtedy w szkole aktorskiej w San Francisco. Na zajęciach o Szekspirze przeprowadzono na nas eksperyment, który sprawił, że postanowiłam napisać pracę o tym, jak tłumaczenie tekstu wpływa na jego rozumienie i jak sam język wpływa na mentalność człowieka. Wykładowca podawał rytm, w którym mieliśmy chodzić. Początkowo był to rytm jambiczny, potem chodziliśmy w trochejach. Po wszystkim usiedliśmy w kółku. Padło pytanie: co czuliście, czy była jakaś różnica w waszym samopoczuciu? Okazało się, że wszyscy mieliśmy podobne odczucia chodząc w jednym, a potem drugim rytmie. Kolejne pytanie brzmiało: jakim językom odpowiadają te rytmy? Jamby to, wiadomo, angielski. Ale czy wiemy, jaki język ma trocheje? Ja, jako jedyna Polka na sali, powiedziałam, że oczywiście chodzi o polski. Wykładowca zrobił wielkie oczy, bo akurat w tamtej chwili chodziło mu o hebrajski. To wtedy właśnie po raz pierwszy pojawiło się zestawienie tych trzech języków, które po latach powróciło w rozmowie z Karoliną.

Nie ograniczyłyście się jednak do tych trzech języków.

Zaczęłyśmy szukać języków najbardziej kontrastujących ze sobą a zarazem najlepiej współgrających. Takich, których zestawienie byłoby ciekawe, a wybór języków niekoniecznie oczywisty. To miało być przyjemne dla ucha, ale też coś pokazać słuchaczom. Padło na holenderski, hiszpański, hebrajski, francuski i japoński. Potrzebowałyśmy native speakerów, których szukałyśmy tu, na miejscu. Spoza Polski byli natomiast tłumacze. Wynajdowani byli spod ziemi, na różne sposoby. W rozmowie od razu doszłyśmy do wniosku, że konieczna jest muzyka, która nie tylko urozmaici projekt, ale też pomoże wydobyć charakter i rytm języka.

Wieść o naszym projekcie szybko rozeszła się po mieście. Znajomi podpowiadali nam, kogo powinniśmy zaangażować. Manola widziałam kilka miesięcy wcześniej na koncercie Marita Alban Juarez Quartet, gdy pojawił się pomysł języka hiszpańskiego, wiedziałam, że będzie najbardziej odpowiednią osobą do wersji hiszpańskiej. To on naprowadził nas na Luisa Escobedo. Mieliśmy szczęście, bo Yoga Terror staje się coraz bardziej popularna, na jesieni jedzie w trasę koncertową po Europie i gdyby to dzisiaj miałby odbyć się koncert, nie wiadomo, czy Luis znalazłby czas. Chór Gre Badanie miał swój prapremierowy występ właśnie z SSNS, a pierwszy utwór stworzony przez nich „pod batutą" Seana Palmera, to „Am awaiting enlightenment in the kitchen". Równie dużo radości przyniosła nam chęć wzięcia udziału w projekcie Redbada Klijnstry w duecie z Jankiem Duszyńskim, czy też Marcina Maseckiego, który akompaniował Natsuri Kitamikado. Byli też Sebastian Pawlak z Danielem Pigońskim. Naprawdę trzeba by wymienić wszystkich.

Udało nam się zebrać niesamowitą mieszankę osobowości, która - mam nadzieję - zachęci do zapoznania się z nagranym właśnie materiałem. Co ważne, wszyscy nasi wykonawcy działają na warszawskiej scenie, bo to także projekt o mieście, w którym żyjemy.

Zabawa w głuchy telefon jest studium o Warszawie?

Kiedy po trzech latach mieszkania, aktywnego bycia bardziej tam, niż tu, byłam niesamowicie zaskoczona, zafascynowana tą nową Warszawą. Warszawa A.D. 2011 jest międzynarodowa, międzykulturowa, wibruje kolorami całego świata. Idąc Krakowskim Przedmieściem częściej słyszymy język angielski niż polski, podczas gdy w Londynie pewnie częściej słychać polski czy jakikolwiek inny język niż angielski. Oczywiście przesadzam, ale coś w tym jest. Im dłużej zajmowałam się SSNS, tym intensywniej brałam pod lupę to miasto i przemiany, jakie w nim zaszły. Ten projekt i możliwość jego realizacji pokazały mi, że Warszawa buzuje. Zresztą w innym niż takie mieście bym nie wytrzymała. Lubię, gdy miasto kipi, gdy widać, że ludzie w nim mieszkający są kreatywni bez względu na wszystko. Projekt ten jest taka pigułką odzwierciedlającą to, co się właśnie dzieje w stolicy.

Chcesz przez to powiedzieć, że Warszawa dogoniła Londyn?

Zamieniła się z nim miejscami? Obserwuję i wydaje mi się, że Londyn jest teraz nieco uśpiony. Oczywiście tam też się dzieje, dużo się dzieje, jak zawsze, ale czuć jakby inne wibracje. To, co teraz dzieje się tutaj, tam jakby spowszedniało. Po pierwsze kryzys nieco dał się we znaki, po drugie Londyn już swoje przeżył, zatoczył koło. I zanim to się stało, minęła przynajmniej dekada, jeśli nie dwie. Możliwe, że i my tu w Warszawie w pewnym momencie znudzimy się tym undergroundowym zamieszaniem, sztuką alternatywną. Ale może wtedy już kultura będzie wyglądać inaczej, a takie akcje jak SSNS, stowarzyszenia czy inne miejsca będą dostawały odpowiednie dotacje i wyjdą z niszy undergroundowej.  Cieszę się, że wszystko rozkwita, wypływa, można spokojnie powiedzieć, że w Warszawie dużo się dzieje. To jeszcze nie jest apogeum. Nazwiska, które powinny być głośne, wciąż są niszowe, dopiero je odkrywamy, dopiero poznajemy, dopiero promujemy. Musimy dotrwać do momentu, w którym media będą wskazywać: „oni są świetni, patrzcie na nich". Reprezentanci popkultury coraz częściej sięgają zresztą po rzeczy wyszukane. Przejadł im się plastik, więc to, co wyszukane, staje się plastikiem, oczywiście w granicach rozsądku.

Możemy więc z dumą stwierdzić, że stajemy się kulturalnym pępkiem świata?

Dajmy twórcom niezależnej kultury kilka lat, by okrzepli w tym co robią, by działali jeszcze intensywniej. Szkoda tylko, że mówimy o samych dużych ośrodkach miejskich: Warszawie, Wrocławiu, który zawsze był międzynarodowy, Krakowie, który wszyscy wiemy z czego słynie, Trójmieście, które kiedyś było fajne po prostu dlatego, że jest nad morzem, a teraz oferuje całą masę wydarzeń kulturalnych od kwietnia do października. Niestety Polska, której nie widzimy z perspektywy Warszawy, jest w stosunku do niej opóźniona o jakieś 20 lat, jeśli nie więcej. Żeby to zmienić, potrzeba reformy kulturalnej z prawdziwego zdarzenia. Ta jest jednak nierealna, bo się nikomu nie opłaca. Wiesz dlaczego człowiek nigdy nie udomowił zebry? Dlaczego jeździmy na arabach czy hucułach, a nie na zebrach? Przeczytałam kiedyś, że to nie jest kwestia genów. Udomowienie zebry do tego stopnia, by pełniła funkcje jak koń, by stała się zwierzęciem użytkowym, zajęłoby 200 lat. A to się po prostu nie kalkuluje. Wolałabym, żeby o kulturze nie myślano w podobnych kategoriach...

Anna Kerth jest aktorką i tłumaczką, znaną z ról teatralnych w Polsce (m.in. w Rzeszowie) i Wielkiej Brytanii (m.in. w Edynburgu), ról filmowych ("Running in Traffic", "Jeremi") i telewizyjnych ("Na Wspólnej", "Londyńczycy", "Majka", "Układ Warszawski"). Za rolę w filmie "Running in Traffic" została nominowana do nagrody BAFTA Scotland New Talent Awards 2009 w kategorii Best Performance.

 

Posłuchaj Slam Sensing Nation Sensation:

1. "czekam w kuchni na oświecenie" (tekst polski), wyk. Weronika Lewandowska (muzyka Kordian Piwowarski)

2. "am awaiting enlightenment in the kitchen" (tekst angielski, tłum. Anna Kerth), wyk. Sean Palmer i Gre Badanie

3. "sta te wachten op verlichting in de keuken" (tekst holenderski, tłum. Ellen Deckwitz & Daan Doesborgh), wyk. Redbad Klijnstra (muzyka: Janek Duszynski)

4. "estoy esperando iluminación en la cocina" (tekst hiszpański, tłum. Nadine Archer), wyk. Luis Escobedo (muzyka: Manuel Alban Juarez, Piotr Zabrodzki)

5. "??? ????? ????? ?????" (tekst hebrajski - tłum. Miki Blank) - wyk. Roni Lahav (muzyka: Wojtek Król, Julia Iwańska, Katarzyna Kolbowska)

6. "J'attends l'illumination dans la cuisine" (tekst francuski - tłum. Ganit Hirschberg) - wyk. Ben Guillou (muzyka: Quentin Carenzo)

7. "???????i??????" (tekst japoński, tłum. Daniel Smadja) - wyk. Natsuri Kitamikado (muzyka: Marcin Masecki)

8. "Czekam w kuchni na objawienie" (tekst polski - tłum. Maja Matus) - wyk. Sebastian Pawlak (muzyka: Daniel Pigoński)

9. BONUS: Marcin Cecko, Sean Palmer "czekam w kuchni na oświecenie" (tekst polski)

Realizacja dźwięku: Marcin Wolniewicz, Magdalena Kasperek. Kierownik produkcji: Anna Kerth, Karolina Gębska

 

Więcej informacji o projekcie na stronie www.ssns.pl.

Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"