Najlepszy jazz na festiwalu w Bielsku-Białej

Legendarny saksofonista Pharoah Sanders i młody pianista Craig Taborn byli sensacją festiwalu Jazzowa Jesień w Bielsku-Białej

Aktualizacja: 21.11.2011 11:02 Publikacja: 21.11.2011 10:42

Craig Taborn

Craig Taborn

Foto: Archiwum

Z dziewięciu koncertów tegorocznej edycji aż sześć było najwyższej światowej klasy. Dyrektor artystyczny Tomasz Stańko spełnił jedno ze swoich marze: zaprosił do Bielska-Białej legendarnego, choć już sędziwego pianistę Cecila Taylora.

Jak się okazało, w inwencji tego muzyka wiek nie ma żadnego znaczenia. Taylor dał pokaz wizjonerskiej pianistyki, która nadal wyznacza kierunki poszukiwań dla jazzowej improwizacji, a ekspresji mógł mu pozazdrościć niejeden młody i gniewny artysta. Taylorowi towarzyszył brytyjski perkusista Tony Oxley, którego powinien podglądać każdy muzyk, bo nikt w tak niekonwencjonalny sposób nie potrafi tworzyć rytmów jak on. Taylor udowodnił również, że prawdziwy artysta nie powinien ograniczać się do jednej formy twórczości, jego poetycka melodeklamacja była jak awangardowa muzyka wyrażona słowem.

Taylor już pierwszego dnia podniósł poziom festiwalu na wręcz niedościgły  poziom. A jednak nowatorskimi koncepcjami dorównali mu kolejni Amerykanie, występujący w Domu Muzyki Bielskiego Centrum Kultury. Finezyjne aranżacje kompozycji Ravela i Debussy'ego wykonane z maestrią i lekkością przez Chamber Ensemble trębacza Toma Harrella zburzyły granice pomiędzy stylami. Zasiedli obok siebie muzycy klasyczni i jazzowi, a partie improwizowane wykonywali wszyscy. Kto lubi ciepłe brzmienie trąbki skrzydłówki, mógł się delektować solówkami lidera.

Saksofonista Pharoah Sanders ma muzykę Johna Coltrane'a nie tylko w pamięci, ale i we krwi. Już od pierwszych taktów ona nabrała mocy huraganu i chyba wszyscy ulegli czarowi brzmienia Sandersa. Jego solówki trwały nieprzerwane dziesięć minut w każdym utworze wystawiając na próbę zdolność percepcji, ale dając w zamian głębokie przeżycia. Dla miłośników jazzu było to potwierdzenie, że najlepiej grano grano w latach 60. Pozostałych Sanders udobruchał zniewalającą balladą „Say It (Over and Over Again)" w iście coltrane'owskim stylu.

Uwielbienie dla starego, dobrego jazzu należało zweryfikować podczas sobotniego występu tria pianisty Craiga Taborna. To muzyk młody, ale już z pokaźnym bagażem doświadczeń zebranym u boku najlepszych. Przedstawił wyjątkowo oryginalną koncepcję jazzowego tria. Jeśli wziąć pod uwagę rytmiczne, niekończące się pasaże, bliżej im było intensywnością i monotonią do muzyki techno niż pianistyki Cecila Taylora, również grającego bardzo rytmicznie. Najbardziej melodyjnym instrumentem jest w tym trio kontrabas, co daje wyobrażenie, jak Taborn zamienił role instrumentów.

Natomiast perkusista grał jakby z bok, dając wręcz własny koncert, ale w finale zadziwiająco spójny z pozostałymi instrumentami. Pierwszy, 40-minutowy utwór rozwijał się powoli od cichych, pojedynczych dźwięków. Faktura gęstniała z każdą minutą niczym „Bolero" Ravela, a zmiany tempa i akordów mogły przyprawić o zawrót głowy. Druga część koncertu była pełna dźwięków preparowanych, ostinatowych figur rytmicznych i zadziwiła niewiarygodnie bogatą w harmonie solówką kontrabasisty. Sala wręcz wstrzymała oddech chłonąc nowe dźwięki.

W natłoku wrażeń umknęły subtelne dźwięki fińskiej harfistki, pianistki i kompozytorki Iro Haarli, która ze swoim zespołem opisała sugestywnie cierpienie i tęsknotę. Szwajcarskie trio pianisty Colina Vallona nie przekonało mnie do swojej wizji jazzu. Za mało się w tej muzyce działo, by zaciekawić.

Festiwal zakończył w niedzielny wieczór Tomasz Stańko, występujący z triem Craiga Taborna. To jego nowy amerykański zespół, po którym można się spodziewać wiele dobrego. Nowojorczycy potwierdzili klasę w kwartecie pod wodzą kontrabasisty Michaela Formanka. Ponownie gwiazdą był Craig Taborn, a także saksofonista Tim Berne.

Festiwal Jazzowa Jesień należy do najlepszych. Zasługa to nie tylko Tomasza Stańki i jego córki Anny, która zajmuje się sprawami organizacyjnymi, ale i prezydenta miasta Jacka Krywulta, dzięki któremu Bielsko Biała jest ważnym punktem na jazzowej mapie świata.

Z dziewięciu koncertów tegorocznej edycji aż sześć było najwyższej światowej klasy. Dyrektor artystyczny Tomasz Stańko spełnił jedno ze swoich marze: zaprosił do Bielska-Białej legendarnego, choć już sędziwego pianistę Cecila Taylora.

Jak się okazało, w inwencji tego muzyka wiek nie ma żadnego znaczenia. Taylor dał pokaz wizjonerskiej pianistyki, która nadal wyznacza kierunki poszukiwań dla jazzowej improwizacji, a ekspresji mógł mu pozazdrościć niejeden młody i gniewny artysta. Taylorowi towarzyszył brytyjski perkusista Tony Oxley, którego powinien podglądać każdy muzyk, bo nikt w tak niekonwencjonalny sposób nie potrafi tworzyć rytmów jak on. Taylor udowodnił również, że prawdziwy artysta nie powinien ograniczać się do jednej formy twórczości, jego poetycka melodeklamacja była jak awangardowa muzyka wyrażona słowem.

Pozostało 80% artykułu
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Laury dla laureatek Nobla