Z dziewięciu koncertów tegorocznej edycji aż sześć było najwyższej światowej klasy. Dyrektor artystyczny Tomasz Stańko spełnił jedno ze swoich marze: zaprosił do Bielska-Białej legendarnego, choć już sędziwego pianistę Cecila Taylora.
Jak się okazało, w inwencji tego muzyka wiek nie ma żadnego znaczenia. Taylor dał pokaz wizjonerskiej pianistyki, która nadal wyznacza kierunki poszukiwań dla jazzowej improwizacji, a ekspresji mógł mu pozazdrościć niejeden młody i gniewny artysta. Taylorowi towarzyszył brytyjski perkusista Tony Oxley, którego powinien podglądać każdy muzyk, bo nikt w tak niekonwencjonalny sposób nie potrafi tworzyć rytmów jak on. Taylor udowodnił również, że prawdziwy artysta nie powinien ograniczać się do jednej formy twórczości, jego poetycka melodeklamacja była jak awangardowa muzyka wyrażona słowem.
Taylor już pierwszego dnia podniósł poziom festiwalu na wręcz niedościgły poziom. A jednak nowatorskimi koncepcjami dorównali mu kolejni Amerykanie, występujący w Domu Muzyki Bielskiego Centrum Kultury. Finezyjne aranżacje kompozycji Ravela i Debussy'ego wykonane z maestrią i lekkością przez Chamber Ensemble trębacza Toma Harrella zburzyły granice pomiędzy stylami. Zasiedli obok siebie muzycy klasyczni i jazzowi, a partie improwizowane wykonywali wszyscy. Kto lubi ciepłe brzmienie trąbki skrzydłówki, mógł się delektować solówkami lidera.
Saksofonista Pharoah Sanders ma muzykę Johna Coltrane'a nie tylko w pamięci, ale i we krwi. Już od pierwszych taktów ona nabrała mocy huraganu i chyba wszyscy ulegli czarowi brzmienia Sandersa. Jego solówki trwały nieprzerwane dziesięć minut w każdym utworze wystawiając na próbę zdolność percepcji, ale dając w zamian głębokie przeżycia. Dla miłośników jazzu było to potwierdzenie, że najlepiej grano grano w latach 60. Pozostałych Sanders udobruchał zniewalającą balladą „Say It (Over and Over Again)" w iście coltrane'owskim stylu.
Uwielbienie dla starego, dobrego jazzu należało zweryfikować podczas sobotniego występu tria pianisty Craiga Taborna. To muzyk młody, ale już z pokaźnym bagażem doświadczeń zebranym u boku najlepszych. Przedstawił wyjątkowo oryginalną koncepcję jazzowego tria. Jeśli wziąć pod uwagę rytmiczne, niekończące się pasaże, bliżej im było intensywnością i monotonią do muzyki techno niż pianistyki Cecila Taylora, również grającego bardzo rytmicznie. Najbardziej melodyjnym instrumentem jest w tym trio kontrabas, co daje wyobrażenie, jak Taborn zamienił role instrumentów.