Odejście barda

20 października zmarł Przemysław Gintrowski, charyzmatyczny głos „Solidarności"

Publikacja: 21.10.2012 19:53

Przemysław Gintrowski (1951 – 2012)

Przemysław Gintrowski (1951 – 2012)

Foto: Fotorzepa, Darek Golik DG Darek Golik

Red

Był artystą niepokornym, komentował i kontestował peerelowską rzeczywistość. Jego chropawy głos przypominał nieco rosyjskiego barda Włodzimierza Wysockiego. O tym, że od początku jego wielką pasją była poezja, świadczy artystyczny debiut w 1976 roku. W warszawskim klubie studenckim Riwiera zaśpiewał wówczas „Epitafium dla Sergiusza Jesienina".

Niedługo później było słynne trio z Jackiem Kaczmarskim i Zbigniewem Łapińskim. Ich program „Mury" śpiewała cała Polska. A tytułową piosenkę okrzyknięto hymnem „Solidarności".

– Spotkaliśmy się w Kabarecie pod Egidą – wspomina Ewa Dałkowska. – Janek Pietrzak chętnie zapraszał tam młodych zdolnych, „którym nie było wszystko jedno". Przemek był człowiekiem niepokornym. Miał w sobie coś z barda i rewolucjonisty. Dla mnie ważnym etapem jego twórczości były piosenki do wierszy Zbigniewa Herberta.

Współpraca z Kaczmarskim i Łapińskim nie ograniczyła się do „Murów". Kolejne programy, jakie stworzyli wspólnie, to „Raj" i „Muzeum". Trio rozpadło się w grudniu 1981 roku podczas trasy koncertowej we Francji. Łapiński i Gintrowski wrócili do Polski, Kaczmarski pozostał w Paryżu. – Przemek kojarzy się przede wszystkim z tamtym triem, ale jego dorobek jest znacznie szerszy – mówi kompozytor Jerzy Satanowski. – Współpracował z Agnieszką Osiecką, przygotowywał Festiwal Piosenki Aktorskiej, pisał muzykę filmową.

W czasie stanu wojennego Gintrowski aktywnie zaangażował się w działalność podziemną. Słynne były jego koncerty w warszawskim Muzeum Archidiecezji. Wiele jego utworów trafiło do tzw. drugiego obiegu. Podczas sesji nagraniowej do filmu „Matka Królów" Janusza Zaorskiego udało się Gintrowskiemu nagrać nielegalnie płytę „Pamiątki", a potem w podobny sposób w studiu Akademii Muzycznej im. Chopina głośny album „Raport z oblężonego miasta". Ta ostatnia stała się prawdziwym hitem drugiego obiegu.

– Gintrowski był moim wieloletnim sąsiadem – wspomina Janusz Zaorski. – Pod koniec lat 70. wystąpił wraz z Jackiem Kaczmarskim w moim domu dla zaproszonych gości. Z tego koncertu zrobiliśmy nielegalne, choć profesjonalne nagranie, które potem Agnieszka Holland wywiozła do Szwecji. Wydawali mi się takim ciekawym duetem, że zaproponowałem im udział w filmie „Dziecinne pytania". Nie tylko skomponowali muzykę, ale też zagrali studentów podczas marca 1968 roku. Film oczywiście trafił na półki, a potem wielkim wyzwaniem dla Gintrowskiego była muzyka do „Matki Królów".

– Nie ulegał pokusom współczesnego świata. Przez to też był w cieniu, co uważam za wielce niesprawiedliwe. Nie pchał się i pozostał z boku. Wydawał się niezwykle uczciwy i szlachetny w tym, co robi, i za to go szczególnie cenię – mówi Barbara Sass, reżyserka filmu „Historia niemoralna" z 1990 r., do którego Przemysław Gintrowski skomponował muzykę.

Na początku lat 90. ponownie koncertował z Kaczmarskim i Łapińskim, wykonując programy „Mury" oraz „Wojna postu z karnawałem". Późniejsza współpraca artystów była już incydentalna. – Przyjaźniliśmy się przez wiele lat – mówi Jerzy Satanowski. – Kiedyś nawet sprzeczaliśmy się, kto na kogo bardziej wpływał, bo przez lata korzystaliśmy z tej samej pracowni muzycznej i zgromadzonych tam instrumentów. Na szczęście uznaliśmy, że oprócz podobieństw były między nami poważne różnice. Przez ostatnie lata Przemek odsunął się od ludzi. Stał się samotnikiem. Wielu nie miało pojęcia, że jest ciężko chory.

– W czerwcu jako wierni kibice sprzeczaliśmy się, kto zdobędzie medal na Euro. Przemek zawsze był szczupły, od pewnego czasu narzekał na nerki. O jego śmierci powiadomił mnie Boguś Linda, we Wrocławiu zaraz po seansie „Matki Królów", która na kolejnym festiwalu święciła triumfy – mówi Zaorski.

Widywałem go jeszcze czasem, jak przyjeżdżałem do Warszawy – mówi Waldemar Krzystek, twórca filmu „Ostatni prom" z 1989 r. – Kiedy ostatni raz go widziałem, wyglądał już bardzo źle. Zażartowałem, że nie będę się, pytał jak się czuje. Odpowiedział: – Masz rację, nie pytaj.

—współpraca Marcin Kube

Był artystą niepokornym, komentował i kontestował peerelowską rzeczywistość. Jego chropawy głos przypominał nieco rosyjskiego barda Włodzimierza Wysockiego. O tym, że od początku jego wielką pasją była poezja, świadczy artystyczny debiut w 1976 roku. W warszawskim klubie studenckim Riwiera zaśpiewał wówczas „Epitafium dla Sergiusza Jesienina".

Niedługo później było słynne trio z Jackiem Kaczmarskim i Zbigniewem Łapińskim. Ich program „Mury" śpiewała cała Polska. A tytułową piosenkę okrzyknięto hymnem „Solidarności".

Pozostało 88% artykułu
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Laury dla laureatek Nobla