Jednak nie trafiły do legendy. W dwudziestoleciu międzywojennym były zbyt młode, by spoczywać na kombatanckich laurach, a po II wojnie światowej Polacy podziwiali już inne bohaterki – dziewczyny z Powstania Warszawskiego i Armii Krajowej. Zresztą one w tej wojnie też walczyły. Major Wanda Gertz była szefową Dysku, AK-owskiej grupy „dywersja i sabotaż kobiet", brała udział w Powstaniu Warszawskim. Podobnie podpułkownik Aleksandra Zagórska i major Stanisława Paleolog. Ale pewnie trudno się dziwić, że zbiorową wyobraźnię bardziej pobudzają dwudziestoletnie sanitariuszki niż dojrzałe czterdziesto- czy pięćdziesięcioletnie kobiety.
A przecież także one mogły mieć chwile triumfu. Mogły, ale na swoje nieszczęście walczyły nie w tych wojnach, co trzeba. Wojna polsko-ukraińska z 1918 roku czy wojna polsko-bolszewicka z 1920 były w PRL tematami zakazanymi. I to zakazanymi do tego stopnia, że gdy w 1965 roku umiera w Krakowie Aleksandra Zagórska, pierwsza komendantka Ochotniczej Legii Kobiet (w latach 1919 – 1920 przez OLK przewinęło się 3500 – 4500 ochotniczek), jej nekrolog może się ukazać tylko w jednej gazecie – „Tygodniku Powszechnym". Na liście jej zasług wymieniona zostaje wojna obronna 1939 roku, nawet AK. Cenzura pilnuje tylko jednego – by broń Boże nie wspomnieć o największym powodzie do chwały, jaka ją otaczała – obronie Lwowa z 1918 roku. Taki sam los spotykał jej koleżanki walczące o Wilno, Lwów, Przemyśl czy Warszawę.
W III RP też nie ma dla nich dobrej atmosfery. Niby mogłyby przypomnieć je feministki – wszak dziewczyny te przebojem weszły do męskiego świata i w nim zostały. Stanisława Paleolog na przykład była w II RP komendantką oddziałów kobiecych Policji Państwowej. Ale feministki jakoś szczególnie się do tego nie kwapią. Bo też te panny sprzed wieku zbyt mało były zainteresowane walką o wyzwolenie kobiet, a zbyt dużo – walką o wyzwolenie Polski.
Dobrze więc, że z niepamięci stara się je wydobyć książka Stanisława M. Jankowskiego „Dziewczęta w maciejówkach". Przykre, że w ogóle trzeba to robić.