Call of Duty: Black Ops 2
Ta wojenna seria jest świadectwem tego, że „kino akcji" przyjmuje się równie dobrze na srebrnym ekranie, co na monitorach. Chociaż w przypadku kina coraz rzadziej mamy do czynienia z dopracowanymi, wciągającymi filmami, a Call of Duty z roku na rok bije rekordy popularności i w pierwszych tygodniach sprzedaży rozchodzi się w ilościach sięgających po kilkanaście milionów egzemplarzy (przebijając tym samym największe superprodukcje pokroju „Avatara" czy „Avengersów") . Swój sukces seria zawdzięcza nie tylko wojennej tematyce, ale też pewnej stałości. Kolejne jej części nie proponują zbyt wielu zmian, skupiają się głównie na nowym scenariuszu, który pozwala przeżyć zwartą, emocjonującą przygodę, oraz na nowych typach żołnierskiego ekwipunku. I to właśnie z tego powodu wielu graczy sięga po sequele Call of Duty. Każda nowa część przyzwyczaiła nas do pewnego, wysokiego poziomu jakość - ale czy snuta w Black Ops 2 opowieść jest faktycznie warta zachodu?
Przenosimy się do roku 2025 i wcielamy się w komandosa z amerykańskich spec-oddziałów Seal - Davida Masona. Jest jednym z najlepszych ludzi do zadań specjalnych, a przy okazji synem bohatera pierwszej części Black Ops, także również komandosa. Jak wygląda wizja świata za 13 lat? Technologiczne nowinki podziwiamy głównie na polu wojny, bo zamknięta struktura świata nie pozwala go zwiedzać – krążymy głównie między kwaterą Seals, a różnymi zakątkami świata. Naszym celem jest Raul Menendez, boss narkotykowy z Nikaragui, który stworzył populistyczną organizację „Cordis Die" i pragnie skłócić światowe potęgi doprowadzając do wojny totalnej i zmiany układów tak politycznych, jak i ekonomicznych.
Futurystyczne banały
Szybko okazuje się, że fabuła jest znacznie bardziej skomplikowana. Część gry to wspomnienia starego komandosa, który przybliża nam czemu Menendez jeszcze w latach '80 był na celowniku USA, a dzięki retrospekcyjnym misjom samodzielnie poznajemy te historie. Większość czasu spędzamy jednak w 2025 roku, zajmujemy się ciągłym poszukiwaniem wymykającego się i sprawiającego wrażenie nieśmiertelnego bossa, a przede wszystkim poznajemy tajemnice jego diabolicznego planu, sami stając się jego częścią.
Problem Black Ops 2 polega jednak na tym, że twórcy posunęli się do licznych absurdów, które bardzo psują odbiór fabuły. Raz bierzemy udział w wojnie totalnej, zostajemy przytłoczeni nadmiarem i rozmachem rozgrywających się wydarzeń czy uczestniczymy w tak kuriozalnych akcjach jak... kawaleryjska szarża na czołgi. Z karabinem w ręku oczywiście. Równie nieciekawe i mało wiarygodne jest przedstawienie Seals oraz dowództwa amerykańskiej armii jako pozornie inteligentnych i świetnie przygotowanych do walki, ale tak naprawdę porywczych, podejmujących nieprzemyślane, brawurowe decyzje. Nie pada także sensowne wyjaśnienie czemu główny antagonista posiada tak gigantyczne wpływy, a do tego motyw jego działania jest, przy całej w swojej tragiczności, śmieszny.