Nowy album Stinga

Muzyk powraca z pierwszą od dekady autorską płytą „The Last Ship", która będzie miała musicalową wersję – pisze Jacek Cieślak.

Aktualizacja: 27.09.2013 16:48 Publikacja: 27.09.2013 16:37

Sting; The last ship; :Universal Music Polska 2013

Sting; The last ship; :Universal Music Polska 2013

Foto: Universal Music Polska

W maju „New York Times" donosił, że w jednym z teatrów na Broadwayu odbyła się zamknięta próba. Wybrani losowo widzowie zobaczyli na scenie aktorów ze skryptami w ręku, czytających historię miasta w północnej Anglii, które znalazło się na krawędzi upadku z powodu bankructwa lokalnej stoczni. Stoczni będącej jedynym źródłem dochodów dla wielu robotniczych rodzin.

Zobacz na Empik.rp.pl

Opowieść dopełniają: miłosny trójkąt, pokoleniowy konflikt między ojcem a synem oraz utopijny pomysł stoczniowców, którzy chcą pożegnać się z zawodem, budując statek, zanim stocznia upadnie. Próbę ubarwiły motywy folkowej muzyki z północnej Anglii. Całość zakończyła owacja na stojąco. Tak doszło do pierwszej publicznej prezentacji nowego projektu Stinga „The Last Ship" – musicalu, który będzie miał premierę na Broadwayu w czerwcu w przyszłym roku.

Lekcja nostalgii

Sting, decydując się na debiut w nowej roli, wiele ryzykował, ale właśnie wyzwanie, jakie podjął, pozwoliło mu odblokować się jako kompozytorowi. – Nie da się ukryć, że straciłem natchnienie – wspominał. – Nie miałem już ochoty patrzeć się we własny pępek i opowiadać o sobie, tymczasem nowych pomysłów nie miałem. W pewnym momencie stało się to męczące. Również w publicznym odbiorze, bo przecież rzecz nie uszła uwadze fanów i krytyki.

Chociaż Sting nigdy nie miał problemów ze sprzedażą albumów i wypełnianiem sal, od kilkunastu lat nie radził sobie z komponowaniem przebojów. Komercyjny sukces płyty „Brand New Day" zawdzięczał mało oryginalnej, utrzymanej w etnicznych rytmach, piosence „Desert Rose". – To rzeczywiście okręt flagowy mojej nowej płyty. Piosenka o bardzo popowym brzmieniu – bronił się w rozmowie z „Rzeczpospolitą". – Każdy mój album miał taki przebój. Ten uważam za wyjątkowy, niepowtarzalny, ponieważ połączyłem śpiew mój, czyli muzyka reprezentującego cywilizację Zachodu, i głos arabski. Ludzie lubią takie pomysły. To był hit wszędzie, nawet w Izraelu. Mimo że nie miał nic wspólnego z ideą procesu pokojowego.

Potem nastał jeszcze trudniejszy czas. Przez ostatnie dziesięć lat, czyli od czasu wydania „Sacred Love", Sting nie nagrał żadnego autorskiego albumu. Na płycie „Songs from the Labyrinth" objawił się jako lutnista i szukał natchnienia w muzyce renesansowego kompozytora Johna Dowlanda. Ożywić muzyczne ambicje Stinga spróbował jego gitarzysta Dominic Miller, który podarował szefowi specjalnie z myślą o nim wykonaną lutnię z motywem labiryntu, jaki można oglądać na mozaice z katedry w Chartres. Na płycie „Symphonicities" Sting przypomniał stare przeboje w symfonicznych wersjach. Sięgnął też po ostatnią niezgraną kartę, czyli comeback The Police.

– Jesteśmy wielkimi przyjaciółmi, jesteśmy jak bracia – mówił „Rzeczpospolitej". Objechał z triem cały świat. A ostatnio wyznał „NYT": – Powrót The Police był lekcją nostalgii. Piosenki okazały się wciąż świeże, ale nie natchnęły mnie do pisania.

Na 25-lecie kariery solowej muzyk wydał potrójny album i pojechał w tournee solo na czele rockowego składu, czego od dawna nie robił.

Kolejną próbą ożywienia kariery była płyta „If on a Winter's Night..." z piosenkami zainspirowanymi okresem Bożego Narodzenia, zimą, w tym repertuarem klasycznym, koncentrującym się wokół spraw ostatecznych, przemijania i śmierci.

Dramat ojca

Z dzisiejszej perspektywy widać, że wszystkie te muzyczne poszukiwania robiące wrażenie błądzenia po omacku zaowocowały na „Last Ship".

– Zacząłem się zastanawiać, co teraz ludzie chcieliby powiedzieć, usłyszeć – powiedział. – Co dziś jest dla nich najważniejsze.

Zaczął częściej wracać myślami do płyty „Soul Cages" z 1991, którą wydał tuż po śmierci ojca. Był to album pełen reminiscencji, wspomnień z Wellsend, miasteczka nieopodal Newcastle w południowo-wschodniej Anglii. Wychowywał się tam w bloku należącym do stoczni Swan Hunter, której dźwigi przysłaniały i tak rzadkie w tamtych okolicach promienia słońca. Wspominał o tym w książce wydanej w 2003 r. Pisał, że upadek stoczni położył się cieniem na życiu rodziny. Zubożała, a ojciec popadł w depresję. Po przeprowadzce do Newcastle musiał pracować jako rozwoziciel mleka, co stało się także doświadczeniem Stinga muszącego radzić sobie ze świadomością, że ojciec został zdradzony przez matkę.

Inspiracją do nagrania nowego albumu „The Last Ship" stała się wydana na „Soul Cages" piosenka „Island of Souls". Głównym tematem jest ojciec – stoczniowiec trzymający się kurczowo swojego zawodu, pomimo perspektywy upadku stoczni – oraz jego syn, który rozpoczął nowe życie. – Z jednej strony miasta była stocznia, a z drugiej kopalnia węgla – mówi Sting. – Proszę mi wierzyć, że nie było żadnych perspektyw dla kogoś, kto nie zechciał pracować w jednej z tych firm. A ja nie chciałem. Moją ucieczką stała się edukacja i muzyka. Mnie się udało, ale stocznia w latach 80. upadła, niszcząc życie i nadzieje wielu moich krajan. Przetrwałem, ale nie jestem wolny od poczucia winy, choć przecież nie mam powodów.

Z wszystkich tych przemyśleń narodził się pomysł musicalu, o którym Sting wspomniał jednemu z broadwayowskich producentów. Ten zaś powiedział, że zawsze warto spróbować. – To otworzyło przede mną nowe wrota – mówi artysta. – Zacząłem pisać nie o sobie, lecz o innych postaciach, tworzyć sceniczne charaktery o innej wrażliwości niż ja i innej perspektywie patrzenia na świat. Mogłem nareszcie puścić wodze fantazji, a nie koncentrować się na sobie. Wkrótce potem, gdy zaczął pisać, opowieść stała się historią nie tylko o fabryce, ale i o świecie. Nabrała mocy i wymiaru przypowieści.

Ziomek z AC/DC

Autobiograficzny wątek reprezentuje postać o imieniu Gideon. – Może wywoływać biblijne skojarzenia, z aniołem, ale też kojarzyć się z moim imieniem – Gordon – tłumaczy Sting, czyli Gordon Matthew Sumner.

Muzyk podkreśla, że nie jest nuworyszem w teatrze muzycznym. Dobrze zna „West Side Story". Grał w broadwayowskiej inscenizacji „Opery za trzy grosze", w czym pomogły wcześniejsze doświadczenia aktorskie, w tym z „Kwadrofonii". O kompetencjach Stinga muzycznych i swobodzie poruszania się w tradycyjnych gatunkach muzycznych świadczą niezbicie „Englishman in New York" i „Moon over Bourbon Street".

Jednak artysta nie miał wątpliwości, że muszą mu pomóc musicalowi wyjadacze. Wybór padł na laureatów Tony Award – Briana Yorkeya, Joe Mantello i Johna Logana, współscenarzystę ostatniej części przygód Jamesa Bonda „Skyfall".

– Zdarzyła się taka przygoda: wydawało mi się, że napisałem fantastyczną piosenkę, która mogłaby zdobyć Grammy! – opowiada Sting. – Tymczasem moi musicalowi mentorzy powiedzieli, że się nie nadaje, bo nie mieści się w konwencji musicalowej narracji, a jedynie wyraża emocje. Sting nie ukrywa, że komponując, nawiązywał do tradycji Rodgersa i Hammersteina, muzyki słuchanej w domu – walców. Nie zapomniał lokalnych, folkowych rytmów, do których pisał piosenki w regionalnym dialekcie o nazwie Geordie. Co tu dużo mówić: Sting śpiewa jak stary portowy wyga z Newcastle. Jeśli ktoś nie rozkoduje akcentu – może mieć problem ze zrozumieniem tekstów. W pieczołowitym odtworzeniu klimatu folkowego pomagała Kathryn Tickell znana z „The Soul Cages". Doradcą był również Brian Johnson z AC/DC, którego ze Stingiem łączą wspólne korzenie i dialekt.

W maju „New York Times" donosił, że w jednym z teatrów na Broadwayu odbyła się zamknięta próba. Wybrani losowo widzowie zobaczyli na scenie aktorów ze skryptami w ręku, czytających historię miasta w północnej Anglii, które znalazło się na krawędzi upadku z powodu bankructwa lokalnej stoczni. Stoczni będącej jedynym źródłem dochodów dla wielu robotniczych rodzin.

Zobacz na Empik.rp.pl

Pozostało 94% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"