Ciemnego lasu, który jest mrokiem podświadomości. Pamiętajmy, że obie opery powstały mniej więcej w czasach pierwszego zachłyśnięcia się psychoanalizą Freuda. Po latach niektóre interpretacje wypadają naiwnie, ale sam Freud powraca w poważniejszej formie, a jego myśl niewątpliwie jest inspirującą ścieżką interpretacyjną. Chodzi tylko o to, by niczego nadmiernie nie upraszczać, a jedynie brać pod uwagę wieloznaczność relacji: ojciec-córka, żona-mąż. Wtedy wiele znaków pozwala łączyć obie opowieści. Ostatecznie ich jednak nie domykam, również dlatego, że to dwa różne muzyczne światy: liryczny, sentymentalny świat Czajkowskiego i ekspresyjny, drapieżny Bartóka.
Będą wizualizacje?
Jeszcze nigdy dotąd nie zastosowałem tak mocnego splotu opery i kina. Zacząłem kręcić filmy w wieku lat 15 i nigdy nie przestałem, nawet jeśli robię opery. Film to moja kolebka, dlatego nieustannie do niego wracam. Libretto „Zamku Sinobrodego" napisał Béla Balázs, ekspresjonista, jeden z najciekawszych krytyków kina, które potrafi być introspektywne, oniryczne, nierealne. Jest to traktat psychoanalityczny, a jednocześnie scenariusz. Widzę w nim swego rodzaju znudzenie poprzednią formą operową, dążenie do nowego rodzaju spektaklu, który łączyłby tradycje operowe z kinem i jego możliwościami. Nie chodzi tu tylko o język, jakim posługuje się film, rodzaj montażu, plany równoległe, ale o próbę odejścia od operowej dosłowności. Już w prologu narrator zadaje pytanie, czy jesteśmy wewnątrz, czy na zewnątrz, mówi, że kurtyna podnosi się, ale może być to kurtyna naszych rzęs. Balázs podważa więc granicę opery, wyraźny podział na scenę i widownię. Być może jest to spowodowane właśnie fascynacją kinem, które angażuje nas bardziej niż inne sztuki, wciąga nas w ekran, zacierając granice między tym, co wewnętrzne, a tym, co oglądamy. Dzisiejsze technologie dogoniły poetyckie wizje sprzed stu lat i można stworzyć spektakl, który dzieje się zarówno na scenie, jak i w nas. W czasach premiery każdą komnatę zamku traktowano jak kolejną tajemnicę podświadomości. Teraz wiemy, że nie da się jej skoszarować i potrafimy budować przestrzeń niemożliwą – na przykład pomiędzy projekcjami i mobilnymi ścianami. Widzowie zobaczą dziesiątki ruchów dekoracji oraz zbudowany przez Borisa Kudličkę zamek, którego kontury i kształty nieustannie się rozmywają. Zamek jest zresztą wymieniony jako osoba dramatu co było dla mnie niesamowitą wskazówką. W finale okazuje się, że może nie istnieje w ogóle, a cała historia jest opowiedziana przez nas. Najbardziej inspirujący dla połączenia obu historii motyw związany jest z widzeniem i niewidzeniem Jolanty. Gdy była niewidoma, widziała wszystko, a kiedy przywrócono ją społeczeństwu, włożyła suknię ślubną i znalazła szczęście u boku młodego wybranka, straciła coś najistotniejszego.
To, co zyskał Król Roger w operze Szymanowskiego.
Dokładnie. Możliwość widzenia wewnętrznym okiem, poza granicami zmysłów. Pierwszym gestem Judyty, gdy wchodzi do zamku Sinobrodego, jest przepasanie oczu opaską. Stawiamy pytania: co to znaczy widzieć – nie widząc i widząc – nie widzieć. O tym jest spektakl. Nasza podwójna medytacja.
Kto zaśpiewa?