Pirat to streaming

Świat muzyki cyfrowej jest bardzo skomplikowany. Wiele firm walczy o pierwszeństwo, użytkownicy dostają coraz więcej utworów za darmo. Powinien to być powód do radości, ale jest zupełnie inaczej.

Publikacja: 15.02.2014 11:30

Pirat to streaming

Foto: Bloomberg

2013 rok przyniósł po raz pierwszy w historii spadek sprzedaży muzyki cyfrowej. Użytkownicy kupili o 5,7 proc. pojedynczych utworów mniej niż w 2012, 1,26 mld wobec 1,34 mld. Niższe wartości zanotowano także w sprzedaży albumów, choć w tym przypadku różnica rok do roku była nieznaczna, zaledwie 0,1 proc., rozeszło się 117,6 mln sztuk płyt. Historia tak zwanego digitalu jest w miarę krótka, muzykę w sieci możemy ściągać zaledwie od kilku lat, ale ten spadek daje do myślenia. Choć cała branża muzyczna z każdym rokiem zmniejsza swoje przychody, znaczna zapaść w najmłodszym jej segmencie świadczy o coraz poważniejszej chorobie.

Choroba branży

Ta choroba to darmowość. W literaturze przedmiotu pojawia się także wymienna nazwa: streaming. Kiedy streaming staje się darmowy, możemy tylko czekać na załamanie całego rynku. Twórców, dostawców i tym samym gustów odbiorców. Niezależnie czego by to nie dotyczyło. Jeżeli mamy do czynienia z muzyką, po wprowadzeniu możliwości słuchania, streamowania, nieograniczonego dostępu do biblioteki utworów, na których przesłuchanie nie starczyłoby nam życia, przestaje się liczyć jakość. Użytkownik nie szanuje tego, co ma za darmo i do czego ma stały dostęp. Choć brzmi to szokująco, efekt takiego rozkładu branży widać doskonale właśnie w świecie muzyki.

Zaczęło się od iTunes

Pierwszy krok w stronę złego pojmowania tej branży zrobił Apple wprowadzając iTunes. Ludzie oszaleli na punkcie tego, że mogą kupić pojedynczą piosenkę. Wydatek 99 centów za taki pojedynczy utwór nie boli użytkownika, pomnożony przez setki milionów daje znaczący zysk dostawcy takiej usługi, ale kompletnie zostawia na lodzie artystę. W muzyce nie chodzi o nagranie jednego utworu, ale o koncepcję, pomysł i stworzenie spójnej całości. Zanim pojawił się digital single pełniły funkcje przynęt dla słuchaczy. Przyciągały uwagę do debiutanta, czy nowego albumu znanego wykonawcy, a potem i tak kupowało się całą płytę. Jej zawartość można było potem analizować, omawiać ze znajomymi, kontemplować w samotności, ale to był bezpośredni kontakt z twórcą. Nieporównywalny do tego, na czym bazują obecne serwisy społecznościowe. Muzyk miał dawać efekt swojej nauki i pracy, a nie tylko przyciągać lajki postami na Twitterze czy FB.

Potem pojawiły się social media

Gdy można było kupować pojedyncze utwory, tworzenie muzyki automatycznie zaczęło przypominać pracę na akord. Liczyły się statystyki, tysiące pobrań ustępowały miejsca setkom tysięcy, a te z kolei przegrywały z milionami. Radia podchwytywały pierwsze miejsca z tych cyfrowych rankingów i jeszcze bardziej nakręcały ściągalność tych kilku, kilkunastu utworów w roku. A muzyka wciąż żyje i stara się dawać coś więcej niż tylko top wszech czasów. Kolejnym gwoździem do trumny omawianej branży stała się coraz większa integracja życia ze społecznościami. Czym jest pochwalenie się na FB tym, że „właśnie słucha się nowej płyty U2", jak nie nakręcaniem popularności aplikacji, dzięki której się tego słucha. Jednoznacznie korzystają z tego mechanizmu giganci, którzy dostarczają kolejne miliony utworów. Nasi znajomi z sieci społecznościowych mogą taką informację zalajkować, czy skomentować, spłycając i nasz przekaz, jak i własną reakcję na to wydarzenie. Interakcja z muzyką sprowadza się do absurdu – nie dość, że jesteśmy mądrzejsi od samych twórców, bo możemy sobie własnoręcznie stworzyć składankę z najlepszych według nas utworów, to jeszcze mówimy o tym w środowisku wirtualnym, powierzchownym i ulotnym.

Kto na tym zarabia?

Ktoś jednak musi na tym zarabiać. Nie są to muzycy. Okazuje się, że nawet, gdy mowa o najbardziej popularnych – jak utwór „Get lucky" Daft Punk, zwycięzcy tegorocznych Grammy, zyski muzyków są niewielkie. Według wyliczeń podawanych na łamach Guardiana przez Davida Byrne'a z zespołu Talking Heads, na dwóch muzyków przypadło 26 000 dolarów do podziału. 13 000 dolarów zysku ze streamingu ponad 100 mln odtworzeń jednego z najpopularniejszych utworów roku na głowę jednego muzyka. Ci mniej popularni mają całkowicie beznadziejną sytuację, bo nawet z 1 mln odpaleń na Pandorze dla muzyka zostaje mniej niż 17 dolarów. Taką sytuację opisał Damon Krukowski, muzyk alternatywnych zespołów Galaxie 500 i Damon & Naomi. Według stawek oferowanych muzykom przez serwisy streamingowe potrzeba byłoby 236 549 020 odsłuchań utworu, by zarobić amerykańską średnią 15 080 dolarów za 2012 rok. Tak w praktyce wygląda efekt wyścigu gigantów o to, by było jak najwięcej, jak najtaniej i jak najszybciej. Tak wygląda w praktyce powtarzane przez Spotify jak mantra „muzykom wypłaciliśmy już pół miliarda dolarów".

Pani Galewska, muzyk, której nagrania są obecne w głównych serwisach streamingowych, mówi - Kilka moich utworów jest na iTunes czy Spotify, ale przyznam, że nie wiedziałam, jak to przekłada się na korzyści dla mnie. Gdybym miała na to wpływ, raczej nie umieściłabym tam swojej płyty, mimo ryzyka, że dotrę do mniejszej liczby ludzi. Statystyki są przerażające. Nawet ZAiKS wypłaca muzykom śmiesznie niskie kwoty, choć tu w przypadku dużej ilości odtworzeni jeszcze można liczyć na jakieś sensowniejsze korzyści majątkowe. Dobrze, by ludzie znów zaczęli kupować płyty tak, jak kiedyś. Jest to wyraz szacunku dla pracy muzyków biorących udział w realizacji CD, na konto artysty wpływa nieco więcej niż dwa centy i dzięki temu może tworzyć kolejne produkty na dobrym poziomie. Ta łatwość, szybkość i dostępność obecna w modelu streamingowym zadusza jakość. Może na rynku zachodnim lepiej się to sprawdza. Tam operuje się innymi stawkami i muzyk nie musi bać się o przychody, stąd też może pozwolić sobie na takie charytatywne granie. U nas jest to miłe zbliżanie się do zachodu, ale kosztem głównego zainteresowanego – kosztem muzyków – komentuje Pani Galewska.

Czyj model biznesowy jest lepszy?

Można przerzucać się wynikami finansowymi i zastanawiać, który model biznesowy w cyfrowym streamingu jest lepszy. Liderzy rynku jak Pandora i Spotify zarabiają na kompletnie innych mechanizmach. Pandora jest darmowa i przyciąga rzeszę 200 mln użytkowników, Spotify pobiera 10-dolarowy abonament co miesiąc od zaledwie 6 mln ludzi. Obie firmy wychodzą na tym podobnie, mają prawie równą wartość rynkową na poziomie 4-5 mld dolarów i obie się rozwijają. Ale siłą rzeczy jedna z nich nie wytrzyma. Nowy gracz na rynku w postaci Beats Music, serwisu firmowanego przez rapera, Dr. Dre, powiela rozwiązania Spotify i proponuje swoim użytkownikom abonament. Nie wiadomo, czy lepsza od konkurencji szata graficzna i bardziej dopracowane algorytmy dobierające muzykę podług gustów odbiorców, którymi chwali się Beats Music, wygrają z konkurencją. Serwis debiutował w styczniu 2014 roku.

Prawdziwi piraci muzyczni to streaming

Jestem w stanie pokusić się o stwierdzenie, że prawdziwymi piratami w branży muzycznej nie są serwisy typu Chomikuj czy Napster. Nie popieram nielegalnego ściągania płyt, ale czym różni się to od przegrywania kaset, czy nagrywania „kultowych" obecnie nagrań w złotych czasach Trójki? W największy sposób szkodzi muzyce to narzędzie, w które korporacje wyposażyły swoich klientów – wolny wybór. Brzmi to jak herezja z czasów komunizmu, że oto wolny wybór jest zły, ale w przypadku iTunesa i spółki od streamingu wolny wybór oznacza grymaszenie, rozproszenie uwagi i poznawcze ADHD. Użytkownikowi wystarczy, że zalajkuje profil modnego aktualnie muzyka i napisze na FB, że „jara się" jego nową płytą. I tak nie zapamięta, o kogo chodzi i dlaczego właśnie ta muzyka mu się podoba. Agencje marketingowe zarabiają na tym, że słupki klikalności rosną. Bo darmowe oznacza coraz częściej złe.

2013 rok przyniósł po raz pierwszy w historii spadek sprzedaży muzyki cyfrowej. Użytkownicy kupili o 5,7 proc. pojedynczych utworów mniej niż w 2012, 1,26 mld wobec 1,34 mld. Niższe wartości zanotowano także w sprzedaży albumów, choć w tym przypadku różnica rok do roku była nieznaczna, zaledwie 0,1 proc., rozeszło się 117,6 mln sztuk płyt. Historia tak zwanego digitalu jest w miarę krótka, muzykę w sieci możemy ściągać zaledwie od kilku lat, ale ten spadek daje do myślenia. Choć cała branża muzyczna z każdym rokiem zmniejsza swoje przychody, znaczna zapaść w najmłodszym jej segmencie świadczy o coraz poważniejszej chorobie.

Pozostało 92% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"