Lubię książki i fotografie, które niemal mechanicznie wprowadzają mnie w nastrój i klimat miejsc, o których opowiadają. W swojej najnowszej książce „Boiko" Jan Brykczyński to właśnie robi. Do nienazwanej tu wsi w ukraińskich Karpatach prawdopodobnie nigdy bym nie dotarł. Brykczyński zrobił to za mnie, wziął moje spojrzenie na swoje plecy i przedarł się przez góry, by obdarzyć mnie widokami. Dzięki temu otrzymaliśmy fotograficzny wgląd w prywatność, nad której istnieniem pewnie większość z nas nigdy się nie zastanawiała. Bo przecież ukraińskie Karpaty brzmią prawie tak niesamowicie jak Narnia.