Dimitri Storoge - rozmowa

Z francuskim aktorem Dimitrim Storogem o filmie „Bella i Sebastian" rozmawia Barbara Hollender.

Publikacja: 08.11.2014 12:49

„Bella i Sebastian"

„Bella i Sebastian"

Foto: Monolith films

Dimitri Storoge:

Można zachwycać się Harry'm Potterem czy wielkimi produkcjami hollywoodzkimi o Narni, ale gdzieś w środku tkwi w nas tęsknota za prostotą i śledzeniem losów zwykłych ludzi, z którymi możemy się utożsamić. Poza tym ten film sprawia, że odnajdujemy w sobie dziecko. Przypomina o najprostszych wartościach: przyjaźni, poświęceniu dla innych, solidarności z ludźmi krzywdzonymi. Jest staroświecki? Może trochę. Ale jakże piękny. Rodzice mogą zaprowadzić swoje małe dzieci na „Bellę..." bez żadnych obaw. To jest pierwszy mój film, który pokazałem własnym dzieciom.

No wie pan, już w pierwszej scenie stary człowiek ryzykuje życiem chłopca, żeby ratować kozę, a mały Sebastian znika z domu na całe dnie i nikt nie wie, gdzie jest i co robi.

I to też jest klucz do tego filmu, który opowiada o wolności. W 2014 roku rodzice nie pozwolą, by dziecko samo bawiło się na ulicy. W „Belli i Sebastianie" mały bohater jest swobodny. Nikt go nie bombarduje cały czas telefonami, on sam nie wysyła sms-ów do matki: „Wszystko w porządku... Jestem tu i tu... Robię to i to..." Może dziecko, które obejrzy w kinie „Bellę i Sebastiana" poczuje, że nie musi chodzić na tak strasznie krótkiej smyczy. A może wyniesie z kina przeświadczenie, że poza grą komputerową i ekranem telewizora jest jeszcze inny świat. Świat natury.

Reżyser Nicolas Vanier, jak mało kto, mógł przeprowadzić widzów przez ten świat.

To prawda, Nicolas jest wielkim podróżnikiem, który przeszedł, przejechał i przepłynął tysiące kilometrów. Najczęściej samotnie. Odkrył dla siebie Laponię, Alaskę, Labrador, Syberię. Odbył podróże od Wyoming do Cieśniny Beringa i od Jeziora Bajkał do Moskwy. Wszystko to dokumentował. Jest człowiekiem niebywale zaprawionym i odpornym na trudy życia. W czasie zdjęć do „Belli i Sebastiana" w wolnej chwili potrafił wybrać się z psem w góry, gdzie było minus czterdzieści stopni. My wszyscy trzęśliśmy się z zimna, a on biegał po planie w T-shircie.

Jak pan zniósł trudne warunki?

To była wielka przygoda. Aktor chce czasem robić coś, na co we własnym życiu nie ma szansy. Urodziłem się w Paryżu, tam żyję. Nie muszę grać faceta, który mieszka w europejskiej metropolii, występuje w filmach i czasem udziela wywiadów dziennikarzom. W „Belli..." zetknąłem się z innym światem. A poza tym wreszcie wcieliłem się w bohatera pozytywnego. Reżyserzy oferowali mi dotąd głównie role handlarzy narkotyków albo przestępców napadających na banki. Tu byłem fajnym facetem, lekarzem, który w czasie II wojny światowej przeprowadza przez górską granicę do Szwajcarii Żydów.

Znał pan przedtem książkę Cecile Aubry, widział pan serial z lat sześćdziesiątych?

Nie, w latach sześćdziesiątych ten serial był telewizyjnym hitem. Oglądali go wszyscy, a co drugi rodzący się wtedy we Francji chłopiec dostawał imię Sebastian. Ale mnie wtedy jeszcze na świecie nie było. Przed zdjęciami obejrzałem kilka odcinków, przeczytałem też powieść. Ludzie mnie pytali; „Po co w to wchodzisz? To staroć". Dzisiaj cieszę się, że nie dałem się zniechęcić.

W filmie wystąpił w małej roli Mehdi, który w tamtym serialu zagrał Sebastiana.

Mehdi jest synem Cecile Aubry. Baliśmy się trochę, jak zareaguje na naszą ekipę, a zwłaszcza na pewne dopisane wątki, przede wszystkim na przeniesienie akcji w lata II wojny światowej. Ale Mehdi zaakceptował zmiany. Gdy znalazł się na planie, był bardzo wzruszony. Przyznał, że patrząc na naszego małego Sebastiana ó Felixa Bossueta - widział siebie sprzed pięćdziesięciu lat.

Dimitri Storoge:

Można zachwycać się Harry'm Potterem czy wielkimi produkcjami hollywoodzkimi o Narni, ale gdzieś w środku tkwi w nas tęsknota za prostotą i śledzeniem losów zwykłych ludzi, z którymi możemy się utożsamić. Poza tym ten film sprawia, że odnajdujemy w sobie dziecko. Przypomina o najprostszych wartościach: przyjaźni, poświęceniu dla innych, solidarności z ludźmi krzywdzonymi. Jest staroświecki? Może trochę. Ale jakże piękny. Rodzice mogą zaprowadzić swoje małe dzieci na „Bellę..." bez żadnych obaw. To jest pierwszy mój film, który pokazałem własnym dzieciom.

Pozostało 84% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"