Rz: Jak doszło do powstania Romuald Lipko Band?
Romuald Lipko: Wiedząc o tym, że nastąpi kres działalności Budki Suflera, zastanawiałem się nad tym, co będę robił potem. Wiedziałem, że będzie to możliwe, bo tak z kolegami zaplanowaliśmy kalendarz naszych wspólnych działań, żeby po ich zakończeniu nie być ludźmi bardzo starymi. Każdy z nas chciał coś zrobić pod własnym nazwiskiem, w nowej konfiguracji. Praktyka Budki Suflera udowodniła, że obu typów działalności – zespołowej i solowej, nie dało się połączyć.
Jak wyglądało wasze pożegnanie?
W sylwestra 2014 zagraliśmy na Stadionie Narodowym w Warszawie. Wykonaliśmy cztery utwory. Objęliśmy się czule, pocałowaliśmy się i podziękowaliśmy sobie za wspólną przeszłość, życząc wszystkiego dobrego na nowej drodze. Oczywiście ścisnęło mi się gardło, bo choć nigdy nie powinno mówić się „nigdy", na scenie już nigdy się raczej nie spotkamy, chyba że życie potoczy się inaczej niż to wspólnie zaplanowaliśmy. Rozstaliśmy się w zgodzie, bo byliśmy zespołem bardzo przyjacielskim, zjednoczonym. Razem spełniliśmy swoje młodzieńcze marzenia. Dostaliśmy od losu wszystko, co było możliwe.
W różnych okresach muzycznych, utrzymywał się pan na szczycie popularności w różnych układach personalnych, komponując dla wielu wokalistów, kreując ich na gwiazdy. A teraz?