Kalendarz popycha i PiS, i Komisję Europejską (KE) do kompromisu. Za kilka tygodni rozpoczną się rokowania ws. wieloletniej perspektywy finansowej po 2020 r., przebudowy strefy euro, na którą naciska prezydent Francji, i wspólnej polityki azylowej.
Warszawę i Berlin łączy tu wiele, w tym sprzeciw wobec Europy dwóch prędkości i odrębnego budżetu unii walutowej, z którego bogata Północ finansowałaby uboższe Południe. Dopóki jednak Polska jest oskarżana o łamanie zasad państwa prawa, nie może być skutecznym sojusznikiem Niemiec. Rząd szuka zatem sposobu na zażegnanie sporu z Brukselą.
Do kompromisu z UE skłania PiS także polityka krajowa i start kampanii samorządowej, w której ważne będą głosy wyborców umiarkowanych.
– Nigdy nie byliśmy tak blisko porozumienia z UE w sporze o praworządność – przyznaje w rozmowie z „Rzeczpospolitą" wiceminister spraw zagranicznych Konrad Szymański. Podkreśla jednak, że „wiele sił krajowych i zagranicznych zrobi wszystko, aby to porozumienie utrudnić". – Obie strony bardzo chcą kompromisu. My wyraźnie obniżyliśmy oczekiwania, choć dotychczasowe ustępstwa Polski nie są wystarczające – mówi nam jeden z wysokich urzędników UE.
W poniedziałek na rozmowy o możliwym porozumieniu przyleci do Warszawy wiceszef Komisji Europejskiej Frans Timmermans. Rozstrzygający będzie jednak bezpośredni kontakt z premierem Mateuszem Morawieckim szefa KE Jeana-Claude'a Junckera, bardziej umiarkowanego i bliższego Angeli Merkel. Od przejęcia sterów Komisji 3,5 roku temu Juncker nie był w Polsce. Teraz jego wizyta byłaby symbolicznym końcem sporu o praworządność. Być może dojdzie do niej już za kilka tygodni.