– Głosowanie korespondencyjne jest po prostu ogromną dziurą w systemie wyborczym, umożliwiającą absolutnie nie do wykrycia proceder skupu głosów – mówił w 2017 roku Marcin Horała, poseł PiS, który nie miał wątpliwości, że to pole do nadużyć i afer. Łukasz Schreiber, również prominentny polityk partii władzy, przypominał przed laty, że „były powtarzane wybory w związku z głosowaniem korespondencyjnym".
Teraz jednak niespodziewanie temat wrócił. Partia Jarosława Kaczyńskiego zmienia zdanie, żeby tylko przeprowadzić wybory prezydenckie w planowanym wcześniej terminie 10 maja, w trakcie epidemii koronawirusa. Ci sami, którzy wcześniej krytykowali takie głosowanie jako źródło fałszerstw wyborczych, dzisiaj podobnych uwag już nie mają. Przedstawiciele władzy nie rozwiewają też wątpliwości co do sprawnego i bezpiecznego zorganizowania wyborów. Czy formalnym organizatorem będzie Poczta Polska? Czy nad uczciwością przeprowadzenia wyborów będzie czuwał wicepremier Jacek Sasin, minister aktywów państwowych, jeden z najbliższych ludzi Jarosława Kaczyńskiego? Czy na zakażenia zostaną narażeni pracownicy Poczty? Czy przez głosowanie korespondencyjne epidemia się pogłębi? Jak w czasie światowej pandemii mają do Polski przyjechać międzynarodowi obserwatorzy? Jak zagłosują osoby spoza Polski? Czy wybory będą powszechne, bezpośrednie, równe, proporcjonalne i tajne? Kto będzie nadzorował liczenie głosów? To tylko część pytań dotyczących przygotowania do wyborów w nowym trybie, na czterdzieści dni przed terminem.