[b]Rz: Sekretarz obrony USA Robert Gates prosił wczoraj w Krakowie europejskich sojuszników o wysłanie dodatkowych wojsk do Afganistanu. Jego apel jak zwykle nie spotkał się z wielkim odzewem. Czy to oznacza, że Amerykanie, którzy wkrótce wyślą tam 17 tys. nowych żołnierzy, będą mogli liczyć tylko na siebie?[/b]
[b]Stanisław Koziej:[/b] Sądzę, że Amerykanie mają świadomość, iż jeśli chcą realizować strategię zwiększania obecności wojskowej, to przede wszystkim muszą to robić sami. Po pierwsze dlatego, że wśród sojuszników wciąż brak przekonania, iż ta strategia jest skuteczna. Raczej wydaje się, że nie przynosi ona rezultatów. Drugi powód to oczywiście kryzys ekonomiczny. Wszyscy raczej patrzą, jak zmniejszać zaangażowanie w misje, niż wysyłać kolejnych żołnierzy. Europa czeka też na kolejny krok polityczny ze strony Baracka Obamy – na przykład zorganizowanie wielkiej konferencji wszystkich podmiotów, które byłyby zainteresowane uspokojeniem sytuacji w Afganistanie. Wtedy być może w misję włączyłaby się na przykład Unia Europejska. Nie ulega jednak wątpliwości, że na taką zmianę będzie trzeba poczekać kilka lat. Do tego czasu misja afgańska będzie więc spoczywała nadal na barkach USA.
[b]Obama myśli też o zmianie relacji z Rosją. Robert Gates podkreślał w Krakowie, że Moskwa jest Waszyngtonowi potrzebna i że trzeba z nią współpracować. To pozytywne?[/b]
W sensie długofalowym – tak. Polsce powinno zależeć na przewidywalnych i ucywilizowanych relacjach z Rosją. Możemy mieć jednak obawy, czy przypadkiem nowe władze w Waszyngtonie, chcąc poprawić relacje z Kremlem, nie przyjmą strategii wyraźnych ustępstw wobec Rosji. Uważam, że nie byłaby to dobra strategia. Lepiej z Rosjanami rozmawiać ostrzej, choć oczywiście uczciwie i otwarcie. Obawiam się, że Amerykanie mogą mieć pokusę, by przehandlować tarczę w Polsce.
[b]USA miałyby zrezygnować z bazy w Polsce za współpracę w powstrzymaniu irańskiego programu atomowego i otwarcie kanałów przerzutowych do Afganistanu?[/b]