„Tylko dziesięciolatkom można wmówić, że brak wspólnej waluty to przyczyna kryzysu, a jej przyjęcie jest prostą drogą wyjścia z niego. To manipulacja rządu” – cytuje Lecha Kaczyńskiego na swojej pierwszej stronie „Dziennik”.
Prezydent znów wkroczył na ścieżkę wojny. Gdy brakuje argumentów lub zrozumienia drugiej strony w jego ustach nie po raz pierwszy pojawia się słowo „manipulacja”. Dużo prostsze to niż dialog. Nie wymaga to przecież wielkiego wysiłku intelektualnego, ani zwłaszcza dobrej woli. Wystarczy jeszcze dorzucić, że to „rząd manipuluje opinią publiczną” i mamy jasny podział na tych złych i tych dobrych. Wiadomo – jedni stoją tam, gdzie ZOMO, a inni po jasnej stronie mocy.
Tylko, kto tak naprawdę manipuluje? Argument o przedszkolakach to intelektualna kalka, kopia wyjątkowo niskich lotów reklamy Media Markt – „Nie dla idiotów”. Kto wierzy nie w to, w co prezydent, ten po prostu nie dorósł. Piętnowanie tych, którzy mówią, że brak wspólnej waluty jest przyczyną kryzysu to kolejna manipulacja – trudno znaleźć ekonomistę, który by coś takiego twierdził. Bo to najzwyczajniej głupie. Przyczyna recesji jest jedną z nielicznych rzeczy, którą już zdiagnozowano. Polityczni adwersarze prezydenta twierdzą głównie, że wejście do euro osłabi skalę spowolnienia gospodarczego. Prezydent jednak wypiera tę informację lub celowo o niej nie pamięta, bo utrudni mu to tą klarowną, jednoznaczność przekazu. A przecież bez względu na to, czy w strefie euro jest recesja, czy nie, kraje tego regionu to nasz najważniejszy partner handlowy. Bez euro w portfelu ta wymiana jest dużo mniej korzystna niż z euro. Czyli najprościej – jakiś ułamek PKB zżera nam wymiana złotych na euro i na odwrót.
Co ciekawe to właśnie z ust PiS-u, od którego im bliżej wyborów, tym mniej się Lech Kaczyński dystansuje, pojawiają się propozycję anulowania transakcji opcji walutowych. Gdy przepadł projekt Pawlaka, PiS grzmiał, że teraz czas na jego wariant sanacji umów opcyjnych. Tyle, że opcje to narzędzie służące do zabezpieczania sprzed zmianą ryzyka kursowego. Wprowadzenie euro sprawi, że w większości przypadków konieczność zawierania takich transakcji zniknie. A więc jak to jest – opcje są złe, ale najlepszy na nie lek jeszcze gorszy?
Nie wspominając, że sanacja umów z państwem prawa i sprawiedliwości niewiele ma wspólnego. Bo i owszem można zarzucić niektórym bankom, że wciskały niekorzystne rozwiązania przedsiębiorcom, ale tym drugim można wytknąć to samo działanie z żądzy zysków. Przecież nawet kupując telewizor większość ludzi sprawdza jego parametry czy warunki gwarancji. Teraz obie strony, jak to malowniczo ujął szef banku Millenium Bogusław Kott, „rżną głupa”.