– Zostałem bezczelnie okradziony przez wrocławski wymiar sprawiedliwości. Jak sędzia, wiedząc, że mienie moich firm skradły organa ścigania w 2000 r., mając jego wartość fakturową w aktach sprawy opiewającą na 180 tys. zł, może dać odszkodowanie 1220 zł – denerwuje się amerykański przedsiębiorca Mitch Nocula w rozmowie z „Rz”. I zapowiada, że złoży apelację od decyzji sądu.
Jego historię opisywaliśmy na łamach „Rz” w lipcu. Mitch Nocula w 1992 r. otworzył we Wrocławiu firmę Alucon wytwarzającą formy do wyrobu narzędzi. 15 września 2000 r. pod nieobecność właściciela do przedsiębiorstwa wkroczyła policja, wykonując polecenie prokuratury. Śledczy prowadzili wówczas śledztwo w sprawie rzekomego nielegalnego korzystania przez firmę z amerykańskich programów komputerowych. Choć Nocula szybko dostarczył pismo od firmy Unigraphics – właściciela programów, które potwierdzało prawo przedsiębiorcy do korzystania z nich, nie zwrócono mu zajętych komputerów. Firma upadła. Śledztwo tymczasem trwało.
W 2005 r. Sąd Okręgowy we Wrocławiu wydał prawomocny wyrok: przestępstwa nie ma, zarząd firmy jest niewinny. Ale wówczas okazało się, że z policyjnego depozytu zniknęły zajęte komputery ze wszystkimi danymi technologicznymi.
Policja, która przyznała się do „zagubienia mienia”, zaproponowała odszkodowanie – 700 zł. Nocula wystąpił jednak do sądu, domagając się od Skarbu Państwa 1, 4 mln zł odszkodowania za doprowadzenie do upadku jego firmy i kradzież zajętych w niej komputerów wraz z oprogramowaniem.
W ubiegłym tygodniu wrocławski Sąd Okręgowy zakończył, nieprawomocnym jeszcze wyrokiem, proces o odszkodowanie. Zadecydował o przyznaniu mu 1220 zł. Dlaczego tylko tyle?