[wyimek][b][link=http://blog.rp.pl/salik/2009/12/24/zyczenia-wielkiego-ksiegowego/]Skomentuj na blogu[/link][/b][/wyimek]
Powtarza to, co już wcześniej on lub jego koledzy z rządu mówili – megaprywtyzacja, zniesienie przywilejów emerytalnych, przesunięcie części składki z OFE do ZUS, wprowadzenie limitu wzrostu wydatków budżetu. Cel nadrzędny: Polska ma być jednym z pięciu najmniej zadłużonych krajów Europy. Obecnie jest dziewiąta.
Minister z dumą podkreśla, że nasz dług jest obecnie zbliżony do czeskiego lub litewskiego, podczas gdy kraje te rozpoczynały transformację z dużo mniejszym zadłużeniem. Tyle, że my te dziurę zasypaliśmy wyprzedażą majątku. A że jesteśmy krajem kilkakrotnie większym, mieliśmy też więcej do sprzedania. I choć prywatyzacja była i wciąż jest (z pewnymi wyjątkami) jedynym słusznym wyborem, to trzeba pamiętać, że nasz dług nie rósł tak bardzo, nie dlatego, że jesteśmy narodem wybitnie oszczędnym, ale dzięki przejadaniu tego, co dwa poprzednie pokolenia zdążyły zbudować.
Nawet Wyborcza w obietnice ministra powątpiewa. Bo jak inaczej traktować tytuł „Rostowski szykuje cud”?
I nic dziwnego. Bo w planie Rostowskiego cudownych i odważnych środków nie ma. To kompromis między potrzebami, a kalkulacją, by nie odstraszyć potencjalnego wyborcy. Odwagą nie jest ogłoszenie, że sprywatyzujemy wszystko, co jeszcze można (bo wkrótce możliwości wyprzedaży się wyczerpią), a nie przesunięcie do ZUS pieniędzy przyszłych emerytów (bo to zaprzecza całej, zresztą całkiem niezłej reformie emerytalnej).