Teoria Poznania

Wszystkie gazety komentują dziś dwudniowy zjazd PiS w Poznaniu. "Gazeta Wyborcza" piórem Rafała Kalukina tytułuje poznański kongres mianem "wyreżyserowanego telezjazdu"

Aktualizacja: 08.03.2010 11:37 Publikacja: 08.03.2010 11:30

Teoria Poznania

Foto: ROL

[b]Skomentuj [link=http://blog.rp.pl/semka/2010/03/08/teoria-poznania/]na blogu[/link][/b]

"W dawnych dobrych czasach, gdy o demokracji medialnej mówili tylko futurolodzy, a o postpolityce w ogóle nikt nie słyszał, kongresy partyjne bywały wielkimi wydarzeniami w życiu organizmów politycznych. Niemalże świętem, na które zjeżdżało po kilkuset delegatów pieczołowicie wyłanianych na zjazdach regionalnych, otrzaskanych w wyborczej walce, rozdyskutowanych. Spotykali się więc co cztery, pięć lat, aby wybrać kierownictwo, naładować intelektualne akumulatory, wyprostować ideologiczne azymuty, zintegrować się w politycznej wspólnocie, co wcale nie takie błahe, balując w kolektywie.

A w świat płynęły z tamtych kongresów polityczne treści, które służyły potem za podstawę kampanii wyborczych. Tu wykluwały się pomysły i idee, które wracały w formie projektów legislacyjnych, analiz politycznych, manifestów ideowych."

Teraz jest zupełnie inaczej i Kalukin krytykuje zjazd PiS za bombastyczna formę.

Jak pisze: "Oglądamy spektakl, który ma się sprzedać w mediach, ale treści politycznych niesie już bardzo niewiele. (...) rozpasana fasada na tysiąc delegatów (po co aż tylu?) i jedno, dwa istotne wystąpienia prezesa Kaczyńskiego, które mają trafić do serwisów informacyjnych. Zresztą, nawet ową "istotność" należy wziąć w cudzysłów. Jutro odejdą przecież w niepamięć przykryte kolejnymi newsami. Być może sam Kaczyński o nich zapomni i ogłosi za chwilę coś diametralnie odmiennego. Są więc jego przemówienia kongresowe towarem jednorazowego użytku. Ważne tu i teraz. Cała reszta dwudniowego kongresu to bowiem wata, pełen nieistotnych słów wypełniacz. Panele tematyczne, które mogą być, ale gdyby ich nie było, to nikt by się nie zmartwił.

Wystarczyło już spojrzeć na program kongresu, by przewidzieć jego przebieg. Prezes wita delegatów, prezes wygłasza inauguracyjne przemówienie, prezes - jako jedyny kandydat na nowego prezesa - prezentuje się delegatom, prezes ustępujący i zarazem nowo wybrany dziękuje delegatom za poparcie.

Kalukin zauważa, że "szefowa klubu PiS Grażyna Gęsicka inteligentnie punktuje rząd Platformy, ale to rutyna z podręcznika opozycji". Krzysztof Jurgiel usypia salę pustosłowiem o polskiej wsi. Ma być ekspercko i merytorycznie, ale nikogo na sali to przecież nie obchodzi. Sala czeka, aż ktoś powie coś o Mirze, Grzechu i Zbychu, by trochę się rozerwać."

Gazeta za PiS-em nie przepada więc nikogo nie szokuje skłonność Kalukina do ostrych słów. Ale choćby w imię elementarnej uczciwości intelektualnej wypadałoby porównać poznański show do zjazdów PO gdzie sala czeka jedynie na to by ryczeć ze śmiechu z aluzji do strasznych kaczorów.

"Dziennik Gazeta Prawna" – na pierwszej stronie tytułuje swoją relację ze zjazdu - "Gospodarcze ględzenie PiS”. Gdyby dziennik używał takiego języka w stosunku do rozmaitych partii – nie kręciłbym głowa. Ale podejrzewam, że „Dziennik” uznał ,że akurat w tym wypadku można pozwolić sobie na więcej. Bądźcie może kiedyś jeszcze tacy obcesowi wobec Donalda Tuska drodzy koledzy z Okopowej. Na tym tle ze znacznie większą przyjemnością czyta się rzeczową analizę Piotr Zaremby z „Polski The Times”, który w wyborczym roku przestrzega PiS: „Kaczyńskiemu poprawność nie wystarczy”. Zaremba pisze: „To był całkiem sprawnie zorganizowany kongres. Z niezłym przemówieniem prezesa jako jego apogeum. Tego przemówienia można się czepiać. Nawet mniej tego, że wczasy w Egipcie kosztują nie więcej niż wypoczynek w Polsce, bo Jarosławowi Kaczyńskiemu najwyraźniej chodziło o to, aby Polacy w ogóle wyjeżdżali na wakacje. Bardziej już ataków na Donalda Tuska, że zadłuża kraj i nie poradzi sobie z deficytem, bo niedawno to PiS zachęcał rząd do zaciągania dużo większych długów i do grania deficytem w obliczu kryzysu.

Ale obie największe partie - PO i PiS - przyzwyczaiły nas do tego, że w obliczu zmieniającej się sytuacji dobierają sobie argumenty ze wszystkich możliwych szkół myślenia. Byle najcelniej uderzyć w przeciwnika. Sam fakt, że lider PiS mówił głównie o gospodarce, można uznać ze realizację scenariusza: jesteśmy partią spokojną i przewidywalną. Jak z podręcznika marketingu. (..) Udany kongres, a jednak trudno zachęcać jego uczestników do entuzjazmu. Bo choć Kaczyński ogłosił z trybuny, że znów chce być premierem, nie słyszało się żadnej nowej idei ani nie wyczuwało żadnego nowego impulsu, który ma w tym pomóc. A wyczuwało się go w roku 2005." Komentatorowi PiS jawi się dziś, pomimo gromkich okrzyków, jako partia właściwie pogodzona z rolą trwałej mniejszości. Ciesząca się, że żyje.

"Z pewnością prowadziło do tego wiele błędów lidera. Ale nie tylko. To po części skutek jego przekonań i pasji. Pomimo dobierania konkretnych postulatów z różnych półek PiS jest dzisiaj partią raczej ludzi starszych, biedniejszych i przywiązanych do tradycyjnej obyczajowości. W kraju, gdzie większość maszeruje (czasem tylko we własnej imaginacji) ku klasie średniej, a popkultura coraz mocniej wyznacza myślenie, to wybór nie gwarantujący łatwego pozyskania większości społeczeństwa. Gdyby to był tylko problem upudrowania twarzy, sprawa byłaby łatwiejsza. A to kwestia tożsamości. Samowładnego prezesa i jego drużyny.

Nie mam w związku z tym rad, choć ciśnie się na usta pytanie, gdzie się podział PiS z 2005 r.: bardziej wielobarwny, odwołujący się do różnych środowisk, które dziś przyglądają się podobnym kongresom z pełnym poczuciem obcości? Powiem tylko, że gdy PO stosuje tak wyrafinowaną grę z wyborcą jak prezydenckie prawybory, średnio udany kongres nie wystarczy. Chyba że plan maksimum to wieczne pilotowanie wkurzających poczynań Platformy z ław opozycji."

Zaremba widział środowisko Braci Kaczyńskich już i w czasie sukcesów początków lat 90. i w czasie bessy epoki Kwaśniewskiego. Zna wady i zalety obu braci jak mało kto.

Jeśli spin-doktorzy PiS-u chcą myśleć o partnerskiej rywalizacji z PO w roku prezydenckiej rozgrywki - każde zdanie tego komentarza powinni analizować z najwyższa uwagą.

[b]Skomentuj [link=http://blog.rp.pl/semka/2010/03/08/teoria-poznania/]na blogu[/link][/b]

"W dawnych dobrych czasach, gdy o demokracji medialnej mówili tylko futurolodzy, a o postpolityce w ogóle nikt nie słyszał, kongresy partyjne bywały wielkimi wydarzeniami w życiu organizmów politycznych. Niemalże świętem, na które zjeżdżało po kilkuset delegatów pieczołowicie wyłanianych na zjazdach regionalnych, otrzaskanych w wyborczej walce, rozdyskutowanych. Spotykali się więc co cztery, pięć lat, aby wybrać kierownictwo, naładować intelektualne akumulatory, wyprostować ideologiczne azymuty, zintegrować się w politycznej wspólnocie, co wcale nie takie błahe, balując w kolektywie.

Pozostało 90% artykułu
Kraj
Były dyrektor Muzeum Historii Polski nagrodzony
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kraj
Podcast Pałac Prezydencki: "Prezydenta wybierze internet". Rozmowa z szefem sztabu Mentzena
Kraj
Gala Nagrody „Rzeczpospolitej” im. J. Giedroycia w Pałacu Rzeczpospolitej
Kraj
Strategie ochrony rynku w obliczu globalnych wydarzeń – zapraszamy na webinar!
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kraj
Podcast „Pałac Prezydencki”: Co zdefiniuje kampanię prezydencką? Nie tylko bezpieczeństwo