Śledczy zarzucili Bratce (zgodził się na podanie danych) wprowadzenie do obrotu znacznych ilości środków odurzających oraz popełnienie dwóch przestępstw przewidzianych w ustawie o Państwowym Inspektoracie Sanitarnym. Postawiono mu również zarzut dwukrotnego wprowadzenia do obrotu substancji zakazanych przez Głównego Inspektora Sanitarnego.
Prokuratura wnioskowała do sądu o areszt dla podejrzanego, motywując to obawą matactwa i zagrożeniem surową karą. Mężczyźnie grozi kara do 10 lat więzienia.
Po wyjściu z budynku sądu pełnomocnik podejrzanego mec. Bronisław Muszyński, powiedział, że sąd nie znalazł podstaw do zastosowania wobec jego klienta aresztu. - Sąd nie podzielił obaw prokuratury co do wysokości kary i obawy matactwa. Nie zastosował też wobec pana Dawida żadnych innych środków zapobiegawczych, uznając, że pozostaje to w gestii prokuratora. A to oznacza, że pan Dawid idzie do dom" - dodał.
Mecenas już w piątek mówił, iż nie widzi żadnych podstaw, aby wniosek prokuratury został uwzględniony. - Prokuratura chyba nie do końca przeczytała ustawę i nie sprawdziła, kiedy ta ustawa obowiązywała, jeśli chodzi o poszczególne środki - mówił w rozmowie z dziennikarzami. Chodzi tu m.in. o jeden ze środków, którym handlował Bratko, a który w tym czasie nie był zakazany.
Bratko po wyjściu z sądu nie chciał odpowiedzieć, czy otworzy sklep i będzie handlował dopalaczami; nie odpowiadał też na inne pytania dziennikarzy. Powiedział jedynie, że jest zmęczony.