Jan Rokita powiedział kilka lat temu, że Tusk ma władzę, jakiej nie miał wcześniej nikt z rządzących: ani Kwaśniewski z Millerem, ani Jarosław Kaczyński. Rokita, dobrze znający Tuska i dobrze rozumiejący realia rządzenia, nie był w stanie przewidzieć, że w przyszłości ta władza będzie jeszcze większa.
Zaraz po Tusku występuje największy przegrany, choć polityk tej samej partii rządzącej, a do niedawna osobisty przyjaciel zwycięzcy. To Grzegorz Schetyna, którego wpływów nie pozbawiła wyborcza kartka, a relacje wewnątrzpartyjne, a tak naprawdę przywoływana przed chwilą wola najważniejszej dziś osoby. Pozbawiono go funkcji marszałka Sejmu, nie dopuszczono do rządu. Prawdziwą politykę, podejmowanie kluczowych decyzji może tylko oglądać przez szybę. Jednak na moment zostaje przywołany do pierwszego szeregu. Musi bronić polityki rządowej jako szef sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych.
Czyta niefektowne przemówienie: zawsze był raczej człowiekiem kuluarów niż porywającym przewodnikiem dla innych. Nie patrzy w stronę swego pogromcy, w którego imieniu przemawia. Podobno już nawet nie grają razem w piłkę, choć robili to jeszcze niedawno, kiedy ten pierwszy, najważniejszy, polował już na tego drugiego.
Ten rok przyniósł wyjątkowo bogate przetasowania. Był to wszak rok wyborczy, rok przełomów i bilansów. Kto wygrał, kto przegrał i co ci pierwsi zrobią ze swoim zwycięstwem, drudzy – z porażką?