W samym lidzie już ostry atak na IPN (cytat z blogu majora Łukasza K.), że instytut źle prowadzi śledztwo i zmusza ludzi do fałszywych zeznań. Dalej kolejny atak K. na IPN - on nie dopuszczał się żadnych zbrodni, tylko walczył z UPA, a dziś upowcy na nim się mszczą. Sprawę skomentowano w tekście jednym równoważnikiem zdania o prokuratorze prowadzącym sprawę. "Żadnych związków z UPA".
Po przeczytaniu tekstu wcale nie jestem przekonany, że rzeszowska delegatura IPN nie preparuje dowodów i nie zamęcza starych ludzi, zasłużonych w walkę o polskość Bieszczad. A może o to chodzi?
Bardzo ciekawy materiał znalazł się też w wydaniu internetowym Gazety Wyborczej (serwis wyborcza.pl to obecnie 24-godzinne, poszerzone wydanie papierowej Wyborczej). Chodzi o tekst dotyczący rzekomego skandalu w jednej z warszawskich szkół, w której katechetka puściła 11-latkom fragmenty filmu "Pasja". Na religii omawiano cierpienia Chrystusa w Wielki Piątek, dlatego nadgorliwa nauczycielka religii chciała dzieciom pokazać ekranizację tego dramatu. We fragmentach. To kolejny z serii artykułów demaskujących straszne rzeczy, jakie dzieją się w Polsce na lekcjach religii i najstraszniejszą rzecz: że w Polsce są lekcje religii.
Czy katechetka przesadziła? Prawdopodobnie tak. Ale zastanawia mnie jedna rzecz: dlaczego gazeta, która jeszcze niedawno zachwycała się książeczką dla maluchów o pingwinach gejach, dziś alarmuje, że oglądanie męki Chrystusa jest nieadekwatne do rozwoju psychicznego 11-latków. Czyli jak dzieciaki uczą się, że dwa pingwinki-geje ten tego, to jest super, a jak przypomina im się, że Wielki Piątek to nie lukrowane babki, pisanki i króliczki, to oj, lecz prawdziwe cierpienie to już demoralizacja naszej dziatwy.
Nic nie rozumiem.