Protesty przeciw ACTA, dyskusja o reprywatyzacji, walka o skłot mają wspólny mianownik: pojęcie własności. Rozmawiając o własności, zwykle myślimy o niej jako niepodważalnym obiektywnym stanie, a to błąd – pisze w nr 19 „Przekroju" Joanna Kusiak.
Najczęściej w debacie o własności kładzie się nacisk na prawa i obowiązki właściciela, przy czym do głównych praw należy eliminowanie innych z dostępu do posiadanej własności. Manifestuje się to przez zakazy wstępu, ogrodzenia i hasła zabezpieczające. Jednak kryzys finansowy, destabilizując kapitalizm, zachwiał tak rozumianym pojęciem własności. Coraz jaśniejsze staje się to, że własność jest ukształtowaną w konkretnych okolicznościach kulturowych relacją społeczną, a nie obiektywnym stanem rzeczy. A jako taka może być negocjowana.
Co więcej, pod wieloma względami współczesny kapitalizm przekształca demokrację na wzór średniowiecznego porządku feudalnego, w którym większość społeczeństwa odpracowuje „pańszczyznę" na rzecz finansjery i wielkokorporacyjnej mniejszości.
To, że świat właśnie na nowo odkrywa niejasność pojęcia własności, jest szczególnie ciekawe z polskiej perspektywy. Antropolożka Katherine Verdery, która badała relacje własności w krajach postsocjalistycznych, ukuła termin „kudłata własność". Angielskie sformułowanie „fuzzy property" oddaje mglistość pojęcia własności i jego „kołtuny", czyli spory, których nie da się „rozczesać", jednoznacznie definiując, co jest czyje. Joanna Kusiak analizuje, z jakiego rodzaju „kołtunami" i niejasnościami mamy do czynienia w Polsce.
Więcej w tygodniku "Przekrój"