Chiny od pewnego czasu prowadzą w Polsce bardzo aktywną politykę. Pod koniec kwietnia gościł u nas z dwudniową wizytą premier Chin Wen Jiabao, który spotkał się z prezydentem i premierem. Z kolei Bronisław Komorowski był w Chinach w grudniu 2011 r. (podpisał wtedy oświadczenie o strategicznym partnerstwie między oboma krajami). Do Państwa Środka wyjeżdżają też politycy, przedsiębiorcy, samorządowcy. I o ile strona chińska wydaje się realizować w tych wyjazdach jasno wytyczone cele, o tyle nie można tego powiedzieć o stronie polskiej.
Według Witolda Waszczykowskiego, wiceministra spraw zagranicznych w rządzie PiS, to Chiny wykonały pierwszy krok i wytypowały Polskę na swojego partnera w Europie Środkowej. – Wcześniej Chińczycy stawiali na Węgry, ale nagle zmienili zdanie – mówi.
Tymczasem, jak uważa ekspert Radosław Pyffel, wydaje się, że Polska nie za bardzo ma pomysł, jak wykorzystać to nagłe zainteresowanie nami Chin.
W ubiegłym tygodniu z dziewięciodniowej wizyty studyjnej w Państwie Środka wróciła 14-osobowa delegacja polityków Sojuszu, m.in. posłów i szefów regionów, gdzie byli na zaproszenie Komunistycznej Partii Chin. Co robili? Zwiedzali zakłady pracy, ośrodki pomocy społecznej, mieli spotkania z?władzami prowincji. –?To był wyjazd studyjny – tłumaczy „Rz" Tadeusz Iwiński, poseł SLD.
– Nie ma chyba w?tym nic dziwnego, że współpracujemy z?największą partią na?świecie, liczącą?81 mln członków.