Wymiar sprawiedliwości niekiedy ze sprawiedliwością łączy tylko nazwa. Przekonał się o tym Jan Ptaszyński odsiadujący wyrok dożywotniego więzienia za rzekome zabójstwo przyjaciółki i jej 2,5-letniej córki. Dziennikarze „Rz” i programu „Państwo w państwie” w telewizji Polsat wskazują, że Ptaszyński może być niewinny, a prawdziwy morderca pozostaje na wolności.
– Doszło do skazania człowieka bez jakichkolwiek dowodów i wiele wskazuje, że zbrodnię popełnił kto inny – mówi „Rz” eurodeputowany Janusz Wojciechowski (PiS), były sędzia sądu apelacyjnego znający akta sprawy.
23-letnią Mariolę S. z Białegostoku i jej 2,5-letnią córkę zamordowano w listopadzie 2001 r. Śledczy od samego początku na sprawcę zbrodni wytypowali wyłącznie Jana Ptaszyńskiego, mieszkańca podlaskiej Michniówki, zakochanego w Marioli S. i planującego ożenić się z nią. Uznali, że do zbrodni doszło z zazdrości, a małą Klaudię zamordowano, by nie wsypała zabójcy.
Jednak w marcu 2003 r. prowadzący sprawę prokurator Marek Żendzian z Prokuratury Okręgowej w Białymstoku uznał, że Ptaszyński jest niewinny. „Negatywne opinie biegłych dotyczące pozostawionych przez sprawcę śladów linii papilarnych i DNA włosa (znalezionego w pościeli zamordowanej – red.) pozwalają na przyjęcie, że Jan Ptaszyński nie popełnił zarzucanych mu zbrodni” – pisał prokurator w decyzji o umorzeniu śledztwa z powodu niewykrycia sprawcy.
Ale śledztwo szybko wznowiono. Na polecenie prokurator Bożeny Romańczuk ekspertyzę sporządził wskazany przez nią biegły psycholog. Uznał, że Ptaszyński nienawidzi kobiet. To wystarczyło, by oskarżyć go o zabójstwo. Prokuratura, podobnie jak i sąd, zlekceważyły zeznania matki Ptaszyńskiego i jego sąsiadów, którzy mówili, że w chwili, kiedy doszło do morderstwa w Białymstoku, przebywał w rodzinnej Michniówce.
To niejedyny błąd, jaki popełniono w śledztwie. Prokuratura zlekceważyła informacje wskazujące, że Mariola S. mogła utrzymywać kontakty z innymi mężczyznami. Nie sprawdzono, czy ktoś inny niż Ptaszyński przebywał z nią w momencie zabójstwa. – Nikt nie wpadł na to, żeby zabezpieczyć materiał z dróg rodnych kobiety – mówi „Rz” dr Iwona Zielinko, obrońca Ptaszyńskiego.
Ptaszyńskiego skazano we wrześniu 2005 r. na dożywotnie więzienie za podwójne morderstwo. Rok później wyrok podtrzymał Sąd Apelacyjny w Białymstoku. A w marcu 2007 r. Sąd Najwyższy odrzucił wniosek o kasację.
– To ma być sprawiedliwość? Czekam, aż wróci, ale już długo nie dam rady. To taki dobry chłopak był. Mam tylko jedno marzenie, dożyć starości przy nim – rozpacza Zenaida Ptaszyńska, matka Jana.