Ten zapach pomarańczy

Ćwierć wieku temu szczytem marzeń dzieci była ładna maskotka, a szczęście dawała paczka orzeszków

Publikacja: 22.12.2012 00:01

Fot. Ivonne Wierink

Fot. Ivonne Wierink

Foto: copyright PhotoXpress.com

Tekst z archiwum tygodnika "Uważam Rze"

Dominika, lat 32, jedno wie na pewno: jej dziesięcioletni synek nie dostanie pod choinkę ubrań. – Sama dostawałam je na Gwiazdkę niemal co roku – opowiada, tłumacząc, że dziecko nie ucieszy się z praktycznych rzeczy, które i tak by dostało.

Ona sama, jako chlubny wyjątek wśród gwiazdkowych prezentów, wspomina plastikową lodówkę z plastikowymi miniaturami produktów spożywczych. Dostała ją pod koniec lat 80. jako uczennica podstawówki.

Wilk i jajka

Kilka lat wcześniej 30-letniej dziś Bernadecie do pełni szczęścia wystarczyła kieszonkowa radziecka gra elektroniczna, w której zając z kreskówki musiał złapać kolejne spadające jajka, zanim zrobił to wilk. – Grę co prawda dostał brat, ale ja nie mogłam się oderwać od bicia kolejnych rekordów – wspomina. Jakiś czas później – mógł to być 1987 r. – poprzeczkę podniósł wujek, który sprawił, że pod choinką znalazł się magnetofon „Kasprzak". – A do tego komplet kaset, m.in. Roberta Palmera – przypomina sobie. Za kolejnych kilka lat „Kasprzak" odszedł do lamusa, a ówczesna czwartoklasistka dostała „od św. Mikołaja" magnetofon nie tylko na kasety, ale także z odtwarzaczem CD: – Pierwszym krążkiem, który na nim odsłuchałam, był singiel Erosa Ramazzottiego „Piu bella cosa".

A co z dziećmi lat 50. i 60? Anna, dziś lat 63., jako najwspanialszy prezent gwiazdkowy wspomina misia. – Ale to nie był miś taki jak dzisiejsze, miękkie i pluszowe, tylko wypchany trocinami, koloru żółtego – zaznacza. Nazwała go Kubusiem, a rodzice w noc przed Wigilią uszyli mu zielone spodenki na czerwonych szelkach. Pani Anna nie przepadała za lalkami, ale pamięta, że wtedy większość dziewczynek marzyła o plastikowej, która mówiła „mama".

– Na taką nie miałam szans. Raz tylko dostałam dwie szmaciane od chrzestnych: blondynkę i brunetkę. A to dlatego, że ciocia wolała ciemnowłosą, a wujek jasnowłosą i nie mogli w sklepie dojść do porozumienia – wyjaśnia. Jako starsza dziewczynka odkryła pod choinką m.in. plastikowe kółko w zestawie z patyczkiem do toczenia po podwórku. – To była modna zabawa – wspomina.

54-letnia Halina najbardziej ucieszyła się w dzieciństwie z sanek, które rodzice położyli pod choinką. – To było akurat wtedy, kiedy zawzięłam się, żeby przyłapać Mikołaja, jak wchodzi do domu, bo wcześniej rodzice zawsze mi wmawiali, że przyszedł, kiedy spałam. Ale i tym razem wykorzystali chwilę mojej nieuwagi – opowiada.

48-letni Piotr jako przedszkolak najbardziej cieszył się z rakiety. – Nakręcało się ją kluczykiem, jechała przed siebie, jak uderzyła czubem-szpicem w ścianę, to podnosiła się z poziomu do pionu, a następnie otwierały się w niej drzwiczki i ukazywał się w nich namalowany kosmonauta.

53-letni Andrzej zapamiętał konia na biegunach, kolejkę elektryczną i przebrania, dzięki którym mógł być i Zorro, i Winnetou.

Porady dla rodziców udzielane przez ówczesną ekspertkę uwzględniały skromniejszy asortyment. W grudniu 1961 r. Zofia Bogdanowiczowa doradzała w „Przyjaciółce", by kupić przedszkolakowi wagę, do tego dołożyć deseczki i pudełeczka, żeby mógł się bawić w prawdziwy sklep. Rodzicom dzieci w wieku szkolnym sugerowała, by zachęcali pociechy do... własnoręcznego robienia zabawek: „Dziecku trzeba dać materiał surowy – patyczki, kamyczki, plastelinę – niech tworzy".

11 lat później „Przyjaciółka" zaproponowała, by prezenty gwiazdkowe dla dzieci zrobić samodzielnie – uszyć szmaciane lalki lub poduszki w kształcie zwierzątek.

Lego od lat

W 1988 r. na łamach tejże „Przyjaciółki" wypowiedział się święty Mikołaj pracujący na piątym piętrze Domu Handlowego „Smyk": „Znam dobrze dziecięce marzenia i często nie mogę ich spełnić. Najmłodsi milusińscy lubią zabawki z pluszu: lalki, misie, małpki. Bywają one w sklepach, ale ich ceny wołają o pomstę do nieba. Ze starszymi jest jeszcze większy kłopot. Chłopcy pragną przede wszystkim klocków Lego, zaś dziewczynki laleczek Barbie i Fleure. Żeby jednak takie cuda otrzymać, nie wystarczy protekcja w niebie. Bardziej wskazana byłaby ciocia za granicą". Szczęściarą, która taką ciocię miała, jest 28-letnia Jolanta. Na paczkę ze Stanów czekała z wypiekami na twarzy. Ale co dostawała – nie pamięta, poza tym, że były to ładne zabawki i pyszne słodycze. – Bo i tak najsilniej w pamięci utkwiły mi pomarańcze. To z nimi kojarzą mi się święta z dzieciństwa, bo na co dzień ich nie było. Do dziś układam je pod choinką – zdradza.

29-letnia Ania, zapytana o najwspanialszy prezent z dzieciństwa, bez wahania wymienia... orzeszki ziemne w eleganckiej, kolorowej puszce. – Rodzice zapewne kupili ją w peweksie. Fistaszki w ogóle były trudno dostępne, a w takim opakowaniu tym bardziej – wspomina.

W czasach najgorszego kryzysu, po wprowadzeniu stanu wojennego, ucieszyć mogła paczka nie tylko z USA czy RFN, ale nawet z sąsiedniej Czechosłowacji.

– Kiedy miałem siedem lat, ciotka przysłała nam świąteczną paczkę z lentilkami, dropsami i skondensowanym, słodzonym mleczkiem w tubce – pamięta do dzisiaj 35-letni Michał.

Początek lat 80. to także skromniejsze stoły świąteczne. W najpopularniejszym w czasach PRL kobiecym tygodniku z grudnia 1983 r. czytelniczkom podsuwano pomysły, jak mimo pustych półek poradzić sobie z pieczeniem ciast: „Na pewno nie będzie w nich rodzynek i wykwintnych bakalii. Rodzynki można jednak zastąpić krótko moczonymi i drobno pokrajanymi suszonymi śliwkami. Warto też wykorzystać orzechy, których w tym roku była obfitość".

Poza tym można przeczytać instrukcję, jak z 25-litrowego szklanego gąsiora, kamyków, drutu i papieru, przygotować lampę z abażurem, którą można komuś podarować na święta. Ale i w poprzednich latach przedświąteczny poradnik „Przyjaciółki" o tym, czym obdarować żonę, męża czy babcię, nie przedstawiał lepszych propozycji. Entuzjazmu jednak nigdy nie brakowało. Przynajmniej w „Przyjaciółce". W numerze z 1961 r. czytamy: „Tanich, praktycznych i ładnych drobiazgów jest mnóstwo. Zacznę od drobiazgów kosmetycznych. A więc – flakon wody kolońskiej, komplet mydeł. Do mydeł można dołączyć nylonową gąbkę (różne kolory). Są bardzo efektowne kosmetyczki z plastyku o nowoczesnych wzorach. (...) Kopalnię upominków stanowią sklepy z wyrobami z plastyku. Zacznę od ślicznych białych koszyczków. Są tacki i tace różnej wielkości. (...) Niezwykle praktyczne wydają mi się futerały na jajka, pozwalają bez obawy, że jajka się potłuką, przewieźć je w największym nawet tłoku".

– Ale obciach! – komentuje tę ostatnią propozycję 63-letnia Anna. Ale po chwili dodaje, że faktycznie tego typu prezenty na Gwiazdkę były wtedy dość powszechne. Po prostu trudno było znaleźć coś ciekawszego. Przypomina też sobie, że proponowany zestaw mydełek z gąbką kilka razy tata podarował mamie. – Ale skromność prezentu wynagradzał niezwykle starannym opakowaniem. Doceniałyśmy to.

W 1972 r. natomiast tygodnik podpowiadał, by w poszukiwaniu prezentu pod choinkę udać się do jednego ze sklepów „1001 drobiazgów". Tam bowiem można było znaleźć m.in. rękawicę kuchenną, łopatkę obrotową ze stali nierdzewnej do smażenia kotletów oraz plastikową łopatkę do wygarniania resztek z garnków i ze słoików. „Praktyczny, pożyteczny przyrząd bardziej cieszy niż niepotrzebny, choć niekiedy luksusowy prezent" – przekonywała autorka miniporadnika.

– Ja bym faktycznie ucieszyła się z czegoś takiego – deklaruje 69-letnia Henryka. – Nigdy nie przywiązywałam wagi do prezentów, poza symbolicznymi słodyczami w dzieciństwie nic nie dostawaliśmy, bo było nas pięcioro. Każdy prezent sprawia mi przyjemność, bo wychodzę z założenia, że był kupowany w dobrej intencji – podkreśla, ale jednocześnie zaznacza, iż rozumie, że kuchenna rękawica pod choinką mogłaby wielu zirytować.

– Mojej znajomej jeszcze w czasach PRL mąż kupił na Gwiazdkę żelazko ze spryskiwaczem. Nie było wtedy takich w Polsce, a mimo to nie ucieszyła się. Nie chciała prezentu do bólu praktycznego, który kojarzył się z codziennymi obowiązkami – opowiada.

Płaczą matki

Pomysły na bogatsze prezenty czytelniczki mogły natomiast znaleźć poza tekstem redakcyjnym, wśród reklam. W 1972 r. np. firma „Arged" zachęcała, by pod choinką położyć enerdowską chłodziarkę do win i wódek, czyli metalowy pojemnik do postawienia na stole, nożyce do drobiu lub dziadka do orzechów.

Gdyby jednak i takie podarunki okazały się niewystarczające, lektura „Przyjaciółki" pozwalała sobie uświadomić, co jest w czasie świąt najważniejsze. Oto fragment życzeń dla czytelniczek z numeru świątecznego w 1968 r.:

„(...) Nie wszędzie święta mijają w szczęściu i radości. Płaczą matki wietnamskie. Przeklinają wojnę kobiety arabskie, zmuszone chronić swe dzieci przed bombami izraelskimi. (...) Matki polskie znają cenę pokoju, bo znają i cenę wojny. Wiedzą, czym jest spokojny, bezpieczny dom ojczysty. Zapłonie różnokolorowymi światłami choinka. Popłynie melodia tradycyjnej kolędy. W czasie tych świąt towarzyszyć nam będą myśli i uczucia związane z naszą rodziną i krajem ojczystym".

Grudzień 2011

Tekst z archiwum tygodnika "Uważam Rze"

Dominika, lat 32, jedno wie na pewno: jej dziesięcioletni synek nie dostanie pod choinkę ubrań. – Sama dostawałam je na Gwiazdkę niemal co roku – opowiada, tłumacząc, że dziecko nie ucieszy się z praktycznych rzeczy, które i tak by dostało.

Pozostało 97% artykułu
Kraj
Były dyrektor Muzeum Historii Polski nagrodzony
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kraj
Podcast Pałac Prezydencki: "Prezydenta wybierze internet". Rozmowa z szefem sztabu Mentzena
Kraj
Gala Nagrody „Rzeczpospolitej” im. J. Giedroycia w Pałacu Rzeczpospolitej
Kraj
Strategie ochrony rynku w obliczu globalnych wydarzeń – zapraszamy na webinar!
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kraj
Podcast „Pałac Prezydencki”: Co zdefiniuje kampanię prezydencką? Nie tylko bezpieczeństwo