Sprawa zaczęła się prawie ćwierć wieku temu. Kiedy na początku lat 80. Zdzisław Jurczak postanowił na swoim ponad 40-hektarowym gospodarstwie wybudować kurnik, nie spodziewał się, że sąsiad Romuald Cz., którego poprosił o pomoc przy jego budowie, zabierze mu dobytek życia.
Przez prawie dwa lata sąsiad Jurczaka opiekował się jego gęsiami i kurami. Potem stwierdził, że nie odpowiada mu rola pracownika. – Powiedział mi, że nie będzie dalej u mnie parobkiem i że mam obowiązek odpisać mu pół kurnika, bo to jest jego własność – relacjonuje reporterom „Państwa w państwie" Zdzisław Jurczak. Gdy właściciel kurnika odmówił podziału, Romuald Cz. poszedł do sądu. Twierdził, że założył z Jurczakiem spółkę, a wspólnik nie wywiązuje się z umów. – Żadnej spółki nigdy nie było. Ten człowiek był po prostu zatrudniony przez nas do wybudowania kurnika i pomocy przy hodowli drobiu – tłumaczy Teresa Jurczak. – Jeśli była spółka, to dlaczego ten człowiek nigdy nie płacił żadnego podatku dochodowego? – pyta.
W 1990 roku Sąd Rejonowy w Białymstoku oddalił żądania Romualda Cz., uznając, iż nie było spółki cywilnej. Była jedynie umowa o dzieło na wybudowanie kurnika. Jednak trzy lata później Wojewódzki Sąd Gospodarczy w Białymstoku na postawie zeznań świadków – członków rodziny Romualda Cz. – uznał spółkę i ustalił, iż w skład majątku spółki zawartej pomiędzy Jurczakiem i jego sąsiadem wchodzi kurnik wraz z wyposażeniem oraz zysk osiągnięty z tej działalności gospodarczej.
– Sąd uznał, że umowa spółki łączyła strony i rozliczył tę spółkę. Automatycznie nie mamy zakazu w kodeksie postępowania karnego, żeby osoby najbliższe były apriorycznie wykluczone z tego, żeby dawać im wiarę. To jest kwestia sumienia każdego sędziego, który orzeka czy jest przekonany o prawdziwości dowodów – komentuje orzeczenie Paweł Dzienis, sędzia z Białegostoku.
Uznając istnienie spółki, sąd ustalił wartość jej majątku i dokonał podziału między wspólników. Jurczakowi przyznał na własność nakład w postaci budynku kurnika wraz z wyposażeniem oraz połowę zysku, zasądzając jednocześnie od niego tytułem spłaty na rzecz Romualda Cz. prawie 120 tys. zł. – Ponieważ w dalszym ciągu uznajemy, że nie było spółki, nic nie płaciliśmy. Sąsiad wszczął egzekucję – mówi Teresa Jurczak