- Ten wyrok pokazał, że w określonych sytuacjach prokuratorowi przysługuje konstytucyjna ochrona wolności słowa. Że prokurator ma prawo do własnych poglądów i do ich głoszenia - mówi "Rz" Kazimierz Olejnik.
Jego zdaniem wyrok sądu dyscyplinarnego ma szersze znaczenie niż tylko w jego jednostkowej sprawie. - Pokazuje, że jeżeli dzieje się źle, prokuratorowi nie wolno milczeć, bo milczenie jest to przyzwoleniem na zło - zaznacza śledczy..
Kazimierz Olejnik, dzisiaj prokurator w stanie spoczynku, wpadł w tarapaty po tym kiedy pod koniec ubiegłego roku na łamach „Rz", a później także w innych mediach, ostro skrytykował sposób prowadzenia śledztwa w sprawie tragedii z 10 kwietnia 2010 roku.
Na wytknięcie błędów Olejnik zdecydował się po tym, kiedy na jaw wyszły bulwersujące zamiany ciał byłego prezydenta RP na uchodźstwie Ryszarda Kaczorowskiego i Anny Walentynowicz z ciałami innych ofiar katastrofy. Prokurator uznał, że "kompromitacja" organów państwa polskiego.
Olejnik twierdził, że nie ma usprawiedliwienia dla takich błędów i wytykał zaniedbania. "Nie mam cienia wątpliwości, że przy sekcjach ciał ofiar powinni być polscy prokuratorzy. Oględziny i sekcja to wręcz kanon pracy" – mówił "Rz" w grudniu 2012 r. Twierdził, że to szef wojskowych prokuratorów (wtedy gen. Krzysztof Parulski) powinien dopilnować, aby przy sekcjach byli nasi śledczy. Kiedy prokuratura winą za błędne identyfikacje obarczała rodziny ofiar, Kazimierz Olejnik tłumaczył: – To prokurator wydaje pozwolenie na pochowanie zwłok, do niego należała decyzja o otwarciu trumien.