Ojcowie kameduli mają w Polsce dwie pustelnie. Jedna z nich leży na otoczonej jeziorami Sowiej Górze w Bieniszewie pod Koninem. Wstępu nie mają tam kobiety, a ojcowie przepraszają w ciszy za grzechy świata. Jak w prawdziwej pustelni sygnał z trudem łapią tam telefony komórkowe i jest problem z dostępem do internetu. Boleśnie przekonał się o tym senator PO Jan Filip Libicki, który w połowie sierpnia postanowił przez kilka dni w kamedulskiej głuszy odpocząć od polityki.
Gdy siedział w klasztorze, wybuchł skandal wokół odrzucenia przez Senat projektu przyznającego darmowe leki emerytom. Otoczony kilkusetletnimi murami Libicki nie mógł się bronić w mediach. Sprawa odbiła się nie tylko na jego wizerunku, ale też całej izby wyższej. Po raz kolejny okazało się, że gdy słyszymy o Senacie, to w negatywnym kontekście. To nic nowego, jednak Senat zrobił ostatnio wiele, by swój wizerunek zmienić. Lekarstwo okazało się za słabe.
Wyższość i pycha
Projekt przewidywał, że w pełni refundowane leki przysługiwałyby seniorom, którzy ukończyli 75. rok życia i mają najniższą emeryturę lub rentę. Izba odrzuciła propozycję na wniosek Libickiego podczas ostatniego posiedzenia przed wakacjami.
Sprawę szybko w skandalicznym tonie opisał „Fakt", jednak afera nabrała rozpędu dopiero po wpisie na blogu Libickiego, zamieszczonym tuż przed wyjazdem do pustelni. „To ja zabrałem darmowe leki emerytom" – pochwalił się, nazywając projekt „demagogiczno-socjalistyczno-populistycznym".
Senator bronić zaczął się dopiero po powrocie z eremu. Wyjaśniał m.in., że zdaniem ekspertów fundowanie darmowych leków może sprzyjać ich nadużywaniu. O tym, że te wyjaśnienia niewiele dały, mówi specjalista od wizerunku dr Wojciech Jabłoński. – Ten przypadek pokazał, jak bardzo Senat jest oddalony od wyborców, a izba wyższa zmieniła się w izbę wyższości i pychy – komentuje.