Nieudana kuracja izby wyższej

Co dalej z Senatem

Publikacja: 20.08.2014 02:00

Ojcowie kameduli mają w Polsce dwie pustelnie. Jedna z nich leży na otoczonej jeziorami Sowiej Górze w Bieniszewie pod Koninem. Wstępu nie mają tam kobiety, a ojcowie przepraszają w ciszy za grzechy świata. Jak w prawdziwej pustelni sygnał z trudem łapią tam telefony komórkowe i jest problem z dostępem do internetu. Boleśnie przekonał się o tym senator PO Jan Filip Libicki, który w połowie sierpnia postanowił przez kilka dni w kamedulskiej głuszy odpocząć od polityki.

Gdy siedział w klasztorze, wybuchł skandal wokół odrzucenia przez Senat projektu przyznającego darmowe leki emerytom. Otoczony kilkusetletnimi murami Libicki nie mógł się bronić w mediach. Sprawa odbiła się nie tylko na jego wizerunku, ale też całej izby wyższej. Po raz kolejny okazało się, że gdy słyszymy o Senacie, to w negatywnym kontekście. To nic nowego, jednak Senat zrobił ostatnio wiele, by swój wizerunek zmienić. Lekarstwo okazało się za słabe.

Wyższość i pycha

Projekt przewidywał, że w pełni refundowane leki przysługiwałyby seniorom, którzy ukończyli 75. rok życia i mają najniższą emeryturę lub rentę. Izba odrzuciła propozycję na wniosek Libickiego podczas ostatniego posiedzenia przed wakacjami.

Sprawę szybko w skandalicznym tonie opisał „Fakt", jednak afera nabrała rozpędu dopiero po wpisie na blogu Libickiego, zamieszczonym tuż przed wyjazdem do pustelni. „To ja zabrałem darmowe leki emerytom" – pochwalił się, nazywając projekt „demagogiczno-socjalistyczno-populistycznym".

Senator bronić zaczął się dopiero po powrocie z eremu. Wyjaśniał m.in., że zdaniem ekspertów fundowanie darmowych leków może sprzyjać ich nadużywaniu. O tym, że te wyjaśnienia niewiele dały, mówi specjalista od wizerunku dr Wojciech Jabłoński. – Ten przypadek pokazał, jak bardzo Senat jest oddalony od wyborców, a izba wyższa zmieniła się w izbę wyższości i pychy – komentuje.

Podobne wrażenie wyborcy mogli odnieść, gdy wybuchały inne awantury z decyzjami Senatu w tle. Aferą skończyło się zgłoszenie w 2011 r. przez senatora PO Marka Rockiego poprawki ograniczającej dostęp do informacji publicznej. Gdy rok później izba próbowała znowelizować prawo prasowe, gazety opublikowały na pierwszych stronach ostrzeżenie „Senat zabija prasę".

Program naprawczy

By wizerunkowe wpadki zdarzały się rzadziej, a media informowały o Senacie także w dobrym kontekście, władze izby od kilku lat wdrażają program naprawczy. W 2009 r. Senat zaczął rozpatrywać petycje, czyli propozycje zmian prawa składane przez obywateli. By je wnieść, nie potrzeba 100 tys. podpisów, tak jak w przypadku skierowania projektu do Sejmu. W ten sposób do Senatu trafił m.in. projekt o lekach.

Chcąc przybliżyć izbę obywatelom, w 2011 r. wprowadzono wybory senatorów w okręgach jednomandatowych. W dodatku przed rokiem Senat zreformował swój regulamin, wprowadzając m.in. konsultacje aktów prawnych online.

– Te zmiany były tak naprawdę kosmetyczne – mówi politolog prof. Kazimierz Kik, wyjaśniając, dlaczego nie dało się dzięki nim poprawić wizerunku izby. – Senat odzwierciedla większość w Sejmie, a o tym, co się w nim dzieje, i tak decyduje Tusk.

Kik przypomina, że Senat przywrócono nieco przypadkowo w 1989 r., i dodaje, że sposobem na zwiększenie jego przydatności jest tylko radykalne przekształcenie.

– Powinien stać się izbą samorządową, korygującą politykę rządu tak, by lepiej służyła regionom – mówi.

Dr Jabłoński uważa z kolei, że rozwiązaniem mogłaby być redukcja składu izby.

Jakie są na to szanse? Chęć reformy Senatu deklarują niemal wszystkie partie w Polsce. Jabłoński mówi, że to tylko deklaracje: – Za bardzo zależy im na stołkach.

Prof. Kik spekuluje, że do reformy izby mogłoby dojść, gdyby wybory do Sejmu wygrało PiS, jednocześnie uzyskując mniejszość w Senacie. Przy obecnej ordynacji nie jest to niemożliwe.

Wtedy Senat mógłby zniknąć. Ale chyba nie o to chodzi senatorom. Niech więc, póki nie jest za późno, nad podniesieniem prestiżu izby dobrze się zastanowią. Choćby nawet i siedząc w kamedulskiej głuszy.

Ojcowie kameduli mają w Polsce dwie pustelnie. Jedna z nich leży na otoczonej jeziorami Sowiej Górze w Bieniszewie pod Koninem. Wstępu nie mają tam kobiety, a ojcowie przepraszają w ciszy za grzechy świata. Jak w prawdziwej pustelni sygnał z trudem łapią tam telefony komórkowe i jest problem z dostępem do internetu. Boleśnie przekonał się o tym senator PO Jan Filip Libicki, który w połowie sierpnia postanowił przez kilka dni w kamedulskiej głuszy odpocząć od polityki.

Pozostało 88% artykułu
Kraj
Podcast Pałac Prezydencki: "Prezydenta wybierze internet". Rozmowa z szefem sztabu Mentzena
Kraj
Gala Nagrody „Rzeczpospolitej” im. J. Giedroycia w Pałacu Rzeczpospolitej
Kraj
Strategie ochrony rynku w obliczu globalnych wydarzeń – zapraszamy na webinar!
Kraj
Podcast „Pałac Prezydencki”: Co zdefiniuje kampanię prezydencką? Nie tylko bezpieczeństwo
Materiał Promocyjny
Jak budować współpracę między samorządem, biznesem i nauką?
Kraj
Sondaż „Rzeczpospolitej”: Na wojsko trzeba wydawać więcej