Pechowy skarb lobbysty Marka D.

Gdańska prokuratura oskarżyła porywaczy syryjskiego biznesmena. Sprawa ma związek z kradzieżą biżuterii znanego lobbysty. Przedsiębiorca miał pomóc w jej odzyskaniu, ale sam padł ofiarą przestępców - ujawnia "Rz".

Publikacja: 03.09.2014 09:39

Pechowy skarb lobbysty Marka D.

Foto: Fotorzepa, Przemek Wierzchowski

Marek D., który w przeszłości miał problemy z prawem, w tej sprawie występuje w roli pokrzywdzonego. Wiosną 2012 r. złodzieje włamali się do jego domu i ukradli biżuterię wartą 1 mln dolarów (wtedy równowartość 3,2 mln zł). Winnych nie ustalono, warszawska prokuratura śledztwo umorzyła.

Rok później dla okupu został porwany biznesmen Said A. – Syryjczyk ze szwedzkim obywatelstwem. Okazało się,  że jego zniknięcie miało związek ze spektakularną kradzieżą w domu lobbysty. Wszystkie nitki powiązali policjanci CBŚ i prokuratorzy z wydziału ds. przestępczości zorganizowanej i korupcji Prokuratury Apelacyjnej w Gdańsku. Akt oskarżenia w tej sprawie trafił już do sądu.

– Zarzuty usłyszało łącznie pięć osób, w tym bezpośredni porywacze Saida A. i współpracujący z nimi policjant ze stołecznego garnizonu – mówi „Rz" Mariusz Marciniak, rzecznik gdańskiej apelacji.

Recydywiści i ekspert od dzieł sztuki

Według śledczych w porwaniu Saida A. brali udział  trzej recydywiści z Warszawy: Dariusz K., Dariusz O. i Cezary Sz., oraz Marek G. – rzeczoznawca dzieł sztuki. Wśród oskarżonych jest też policjant Sławomir P. z komendy pod Warszawą. Co ich łączy?

By to zrozumieć, trzeba się cofnąć do 2012 r. – do kradzieży w domu Marka D. Lobbysta podjął wtedy nieformalne starania, by odzyskać utracone precjoza. Nawiązał kontakt ze znającym rynek sztuki Markiem G., a ten podsunął mu pomysł, by skorzystać z pomocy znajomego policjanta.

Sławomir P. przez rok szukał dojścia do złodziei biżuterii, wyciągając od lobbysty kolejne sumy na rzekome koszty działalności. Potrzebował m.in. na paliwo i opłacenie informatorów. – Najpierw 40 tys. zł i 20 tys. dolarów, później także samochód Subaru o wartości nie mniejszej niż 25 tys. zł – mówi prok. Marciniak.

Faktycznie policjant tylko pozorował działania. Niewiele mógł, bo pracował przy biurku w komórce organizacyjnej. Po roku zniecierpliwiony lobbysta przestał mu płacić.

Wykup za 200 tys. euro

Wtedy pojawiła się koncepcja, by dotrzeć do złodziei i za odpowiednią opłatą wykupić od nich skradzione rzeczy.

Rzeczoznawca – jak twierdzą śledczy – w uzgodnieniu z lobbystą nawiązał kontakt z Saidem A. i przekonał go, by wyłożył 200 tys. euro na wykup od złodziei skradzionych precjozów. Dla Saida miał to być dobry interes. Po odzyskaniu kosztowności lobbysta miał zwrócić mu wyłożoną kwotę i wypłacić prowizję.

– Said A. zgodził się negocjować z osobami podającymi się za posiadaczy skradzionych rzeczy – wyjaśnia prokurator Marciniak.

W lutym 2013 r. Said A.  dwukrotnie przyleciał ze Szwecji do Polski. W Warszawie spotykał się z lobbystą, rzeczoznawcą oraz  Dariuszem O. i Cezarym Sz.

W trakcie spotkania lobbyście pokazano skradzioną z jego domu bransoletkę. Jak się później okazało, była to jedyna skradziona rzecz, którą mieli oskarżeni. Śledczy przypuszczają, że mogli ją kupić od pasera.

Z kolei Said A. pokazał, że ma pieniądze na wykup skradzionych przedmiotów.

Zapowiadana transakcja przeciągała się, Syryjczyk wyznaczył więc definitywny termin: koniec marca 2013 r.

Porwanie

W umówionym dniu Said A. przyszedł na spotkanie, ale bez pieniędzy (chcąc się  zabezpieczyć, zostawił gotówkę u znajomego), co wywołało niezadowolenie przyszłych porywaczy. – Skoro nie ma kasy, to bierzemy jego – uznali, zwabili A. do samochodu, skrępowali, zasłonili oczy i wywieźli.

Porwany był przetrzymywany w domku letniskowym pod Warszawą należącym do rodziny jednego z porywaczy, a potem w wynajętym mieszkaniu w stolicy. – Sprawcy grozili, że obetną mu palce lub zabiją, jeśli nie dostaną okupu – twierdzą śledczy.

Porywacze zażądali od żony Saida A. 170 tys. euro – chodziło im o pieniądze, które ten miał zapłacić za wykup biżuterii. Pośrednikiem między nimi a żoną był rzeczoznawca.

Dalej wypadki potoczyły się błyskawicznie. Żona biznesmena zawiadomiła o zniknięciu męża policję, ruszyły poszukiwania.

Rzeczoznawca wpadł w Trójmieście w kwietniu 2013 r., gdy przyjechał nakłonić żonę porwanego do wpłacenia okupu. Do jego przekazania zresztą doszło. Tyle że żona Saida, pod kontrolą policjantów, dała porywaczom znakowane pieniądze (które oddał jej znajomy męża).

Po tygodniu Said odzyskał wolność, a policjanci z CBŚ wyłapali wszystkich zamieszanych w jego uprowadzenie.

Do Saida A. wróciła też część pieniędzy z okupu. Gorzej na próbach odzyskania kosztowności wyszedł lobbysta – niczego mu nie zwrócono. Poniósł same straty.

Tylko naciągali?

Czworo oskarżonych odpowie przede wszystkim za udział w porwaniu dla okupu, za co grozi do 15 lat więzienia. Rzeczoznawca i policjant także za oszustwo (Marek G. miał naciągnąć lobbystę na 66 tys. zł, a Sławomir P. łącznie na 95 tys. zł i 20 tys. dolarów).

Policjant odpowie też za ujawnianie służbowych tajemnic (przekazał oskarżonym poufną informację, że wszczęto poszukiwania Saida A.).

Czy to porywacze dokonali kradzieży, czy mieli tylko jakiś kontakt ze złodziejami i zwęszyli okazję do wyłudzenia pieniędzy?

– Nie udało się ustalić, czy mieli bezpośredni związek z włamaniem, a zwłaszcza czy brali w nim udział – mówi prok. Marciniak.

– Mogli być paserami – sugeruje jeden z rozmówców „Rz".

Śledczy do rozwiązania  sprawy porwania wykorzystali najnowsze zdobycze nauki, w tym genetykę i antropologię. Od marca 2013 r. tropili ślady, jakie przestępcy pozostawili w cyberprzestrzeni i na taśmach monitoringu. – W śledztwie uzyskaliśmy 27 opinii biegłych z zakresu genetyki, antropologii, daktyloskopii, informatyki, badań dokumentów, medycyny i psychiatrii sądowej, technik wizualnych i mechanoskopii – wylicza prok. Marciniak.

Ale sprawa jest niecodzienna również z innego powodu: policjanci i prokuratorzy, badając ją, kierowali się specjalną procedurą opracowaną przez zespół ekspertów powołany w maju 2011 r. przez prokuratora generalnego, szefów policji i ABW. Eksperci stworzyli wówczas coś w rodzaju przewodnika postępowania w takich sprawach, by nie dochodziło do podobnych błędów jak po  porwaniu i zabójstwie Krzysztofa Olewnika.

Marek D., który w przeszłości miał problemy z prawem, w tej sprawie występuje w roli pokrzywdzonego. Wiosną 2012 r. złodzieje włamali się do jego domu i ukradli biżuterię wartą 1 mln dolarów (wtedy równowartość 3,2 mln zł). Winnych nie ustalono, warszawska prokuratura śledztwo umorzyła.

Rok później dla okupu został porwany biznesmen Said A. – Syryjczyk ze szwedzkim obywatelstwem. Okazało się,  że jego zniknięcie miało związek ze spektakularną kradzieżą w domu lobbysty. Wszystkie nitki powiązali policjanci CBŚ i prokuratorzy z wydziału ds. przestępczości zorganizowanej i korupcji Prokuratury Apelacyjnej w Gdańsku. Akt oskarżenia w tej sprawie trafił już do sądu.

Pozostało 89% artykułu
Kraj
Ćwiek-Świdecka: Nauczyciele pytają MEN, po co ta cała hucpa z prekonsultacjami?
Kraj
Sadurska straciła kolejną pracę. Przez dwie dekady była na urlopie
Kraj
Mariusz Kamiński przed komisją ds. afery wizowej. Ujawnia szczegóły operacji CBA
Kraj
Śląskie samorządy poważnie wzięły się do walki ze smogiem
Kraj
Afera GetBack. Co wiemy po sześciu latach śledztwa?