Radziszewska, która w przyszłym tygodniu przestanie być szefową sejmowej komisji ds. służb specjalnych, odniosła się dziś rano w RMF FM do sprawy śledztwa w sprawie "afery taśmowej". Poseł PO przyznała, że wbrew początkowym sugestiom premiera Tuska i innych polityków o "scenariuszach pisanych obcymi alfabetami", służby innych państw nie stały za podsłuchami czołowych polityków.
- Wątku, że zainspirowały to obce służby, rzeczywiście - wydaje się - nie ma, natomiast, kto ściągnął to z chmury, to jeszcze nie wiemy, bo może się okazać, że obce służby mają to, co dostali dziennikarze z "Wprost" - powiedziała Radziszewska.
Wyjaśniła, że z dotychczasowego śledztwa wynika, że proceder toczył się z prywatnych pobudek.
- To było na potrzeby prywatne niektórych małych, cwanych ludzików. A co się potem z tego rozkręciło i do jakiego etapu doszło - to wyjaśnia prokuratura - oceniła wicemarszałek Sejmu. Przyznała jednak, że gospodarzem postępowania jest prokuratura, wobec czego posłom w jej komisji nie zostało zdradzone "nic, co jest tajemnicą śledztwa".
Polityk PO przyznała jednak, że jednym z "małych, cwanych ludzików" o których mówiła jest biznesmen Marek Falenta.