Zaginionego w lasach pod Olszanicą mężczyzny od soboty 18 października poszukiwali ratownicy GOPR, straż leśna i mieszkańcy. Podczas poszukiwań ratowników bieszczadzkiej GOPR zaatakował duży niedźwiedź. Ratownikom udało się uciec, ale zwierzę zniszczyło quada, którym się poruszali. Dlatego gdy w poniedziałek 20 października znaleziono zakrwawione zwłoki mężczyzny, pierwsze podejrzenie padło na agresywne zwierzę.
Wstępne wyniki sekcji zwłok wskazują jednak, że turysta prawdopodobnie został zamordowany. - Biegli wstępnie orzekli, że rany ujawnione na ciele 61-latka nie wiążą się z działaniem zwierząt – informuje Maria Chrzanowska, prokurator rejonowy w Lesku. Wszystko wskazuje, że najbardziej prawdopodobną przyczyną śmierci 61-letniego mężczyzny było zabójstwo. - Zwierzęta mogły naruszyć ciało już po zbrodni - mówi Chrzanowska.
Dodaje, że na ciele mężczyzny były rany cięte, kłute, biegli stwierdzili też złamanie kości czaszki. - Na razie jeszcze nie wiemy, które z tych ran były śmiertelne. Czekamy na szczegółowe wyniki sekcji zwłok - mówi Chrzanowska.
Prokuratura w Lesku, która wcześniej prowadziła śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci teraz będzie prowadzić je w kierunku zabójstwa. Na razie nikt nie jest zatrzymany do tej sprawy.
Poszukiwania agresywnego niedźwiedzia nie przyniosły rezultatu. W terenie, gdzie może przebywać niedźwiedź założono fotopułapki.