"Niezależnie od tego, czy Tadeusz Konwicki był aktualnie źle czy bardzo źle widziany przez władze, o tym, co napisał, dyskutowano, spierano się, skakano sobie do oczu. „Sennik współczesny" (1963), „Wniebowstąpienie" (1967), „Kompleks polski" (1977) czy „Mała apokalipsa" (1979) stawały się punktami odniesienia w każdej poważnej debacie w Polsce na temat naszej historii, tradycji, kultury, także – oczywiście – literatury" - twierdzi Krzysztof Masłoń.
A Adam Michnik w "Gazecie Wyborczej" zauważa: "W swej sztuce zawsze był adwokatem spraw beznadziejnych i ludzi przegranych - tym naznaczył swój czas i takie było jego przesłanie: ironia wobec siebie, solidarność z prześladowanymi. Jego diagnozy chorej polskiej świadomości były boleśnie precyzyjne."
Konwicki był postacią niezwykłą - nie było na świecie pisarza, który w łączyłby tak znakomite pisarstwo z wielkimi umiejętnościami reżyserskimi. O jego pozycji w kinie pisze Marek Sadowski przywołując słowa samego twórcy: "Począwszy od debiutu, filmowa twórczość Konwickiego naznaczona była oryginalnością i ambicją wyrażania własnych prawd i osobistych niepokojów. „Piszę książki i realizuję filmy o sobie – opowiadał w 1960 r. w wywiadzie dla tygodnika „Film". – Opisuję siebie w trybie warunkowym, w czasie zaprzeszłym niedokonanym albo przyszłym. Stwarzam sytuacje, w których tak lub inaczej się zachowałem, mógłbym się zachować, a także wyrażam żal, że się nie zachowałem lub że częściowo się zachowałem. Opisuję z jakąś, jak sądzę, odpowiedzialnością to, co dobrze znam". I pozostał w tym konsekwentny"
Ważną refleksję ma w "Rzeczpospolitej" pisarz Eustachy Rylski: "To, co najbardziej mnie w odejściu Tadeusza Konwickiego zdumiewa, to fakt, że żył obok nas, bardzo blisko współczesności, a jednocześnie bardzo dyskretnie. Chyba zbyt dyskretnie. Nie chciał mieć kontaktów z nami – współczesnymi, ale to nie znaczy, że my nie powinniśmy się o nie starać. Za mało walczyliśmy o to, żeby Konwicki był bardziej obecny we współczesności. Bardzo nonszalancko traktujemy ważne postacie, których jest przecież tak niewiele, i dopiero gdy odejdą, to je dostrzegamy." Święta prawda.
Ale to nie koniec smutków w szary, piątkowy poranek. "Rzeczpospolita" ogłasza wojnę cywilizacji. "Może już za późno, by przekonać muzułmańskich imigrantów do naszych wartości - pisze Jerzy Haszczyński - Muzułmańscy reformatorzy, liberałowie to nisza. Raczej nie poradzą sobie z wielce pożądaną operacją przekonania muzułmańskich mas do asymilacji, a przynajmniej akceptacji europejskich reguł gry. Pytanie, czy komuś innemu się to uda? Być może w krajach, w których całe dzielnice, a wkrótce całe miasta będą muzułmańskie, jest już na to za późno. Być może politycy i aktywiści nie są już tam w stanie powstrzymać prawdziwej wojny cywilizacji."