Szumnie zapowiadany przez premier Ewę Kopacz projekt ograniczający umowy cywilno-prawne, zwane śmieciówkami, nie jest dokumentem rządowym.
Obietnice zmian premier złożyła w niedawnym wywiadzie dla „Rzeczpospolitej". – Znaleźliśmy na to bardzo dobre rozwiązanie. Jednym z kluczy będzie staż pracy – oświadczyła.
Jak sprawdziliśmy, wewnątrz rządu nie trwają żadne prace nad tym projektem. O rozwiązaniu zapowiadanym przez Kopacz nic nie wie Ministerstwo Pracy, które odpowiada za przygotowywanie przepisów regulujących między pracodawcą a pracobiorcą. To nie przypadek. Według naszych informacji rzucony przez Kopacz pomysł nie zostanie przyjęty przez rząd w tej kadencji, tylko ma stanowić element kampanii wyborczej pani premier i PO. Jak mówi nam wysokiej rangi przedstawiciel rządu, nad propozycjami nie pracuje rząd, lecz partyjni eksperci. – Zajmuje się tym zespół pod kierownictwem Janusza Lewandowskiego. Ale nie w ramach Rady Gospodarczej przy Premierze, którą kieruje Lewandowski, lecz jako zespół programowy Platformy – tłumaczy nasz rozmówca.
W sprawę nie zostali wtajemniczeni koalicjanci z PSL. Nic o nowych przepisach nie wie ani minister pracy Władysław Kosiniak-Kamysz, ani jego partyjny szef wicepremier i minister gospodarki Janusz Piechociński.
Ludowcy są sceptyczni. – Jeśli staż pracy miałby decydować o formie zatrudnienia, to skutkiem będzie skazywanie na śmieciówki ludzi młodych. A przecież to już dziś jeden z kluczowych problemów rynku pracy – ostrzega jeden z liderów PSL.
Także resort pracy jest sceptyczny wobec wprowadzania nowych obostrzeń. Dlaczego? Bo w życie stopniowo wchodzą przepisy, które w perspektywie roku, dwóch lat pośrednio i tak doprowadzą do ograniczenia umów cywilno-prawnych.
Po pierwsze, rok temu w ustawie o zamówieniach publicznych zapisano tzw. klauzulę społeczną – możliwość faworyzowania w przetargach państwowych firm, które zatrudniają pracowników na etat, a nie śmieciówkę.