Jeszcze w „Gazecie Bankowej” był współpracownikiem Dariusza Fikusa - twórcy i pierwszego redaktora naczelnego naszej gazety - i dlatego to właśnie jemu powierzono organizację części gospodarczej „Rzeczpospolitej”. Piotr Aleksandrowicz świetnie zdawał sobie sprawę, że nadszedł czas, gdy rozumienie zasad ekonomii i praw wolnego rynku będzie miało dla Polaków pierwszorzędne znaczenie. I uczył tego w „Rzeczpospolitej” konsekwentnie, wprowadził bardzo surowe zasady pisania tekstów - musiały być analityczne, pozbawione emocji, a polityczne okulary nie mogły zniekształcać opisywanej rzeczywistości. Komentarze, poglądy autora były wyraźnie oddzielone od informacji.
Piotr codziennie wieczorem czytał całą gazetę, a z uwagami dzwonił do redaktorów lub dziennikarzy. Ponieważ „Ekonomię i Rynek” czytał na końcu, więc do redaktorów tego działu telefonował często przed północą. Denerwowaliśmy się, ale wiedzieliśmy, że te poprawki były ważne. Miał dar błyskawicznego dostrzegania błędów. Znajdował je jednym rzutem oka, gdy przynoszono mu kolumny jeszcze przed drukiem.
Z przekonań był liberałem gospodarczym i zawsze cierpiał, gdy kolejne polskie rządy coraz mocniej ingerowały w gospodarkę. Gdy jako redaktor naczelny „Rzeczpospolitej” pojechał na Światowe Forum Ekonomiczne w Davos, polscy bywalcy konferencji, którzy po raz pierwszy się z nim spotkali, byli zaskoczeni, że „Rzeczpospolita” ma takiego świetnego szefa – błyskotliwego rozmówcę, z dużą wiedzą ekonomiczną. – Szkoda tylko, że nigdzie go nie widać. Powinien się więcej pokazywać - mówił jeden z prezesów, który sam umiejętnie budował swój wizerunek w mediach.
Nie pokazywał się, bo lubił prawdziwą pracę i praca lubiła jego. Dużo wymagał od siebie i od innych, a jednocześnie starał się być obiektywny i sprawiedliwy. Nie skracał łatwo dystansu, ale gdy już kogoś polubił, potrafił czarować wiedzą i urokiem osobistym.
Poza pracą kochał góry, świetnie znał Tatry, Alpy i Himalaje, bywał tam wielokrotnie, w jego czasach w „Rzeczpospolitej” spotykała się elita polskich wspinaczy - nasza gazeta była patronem prestiżowych wypraw.