Tak dziwacznej zagrywki dyplomatycznej Europa chyba jeszcze nie widziała. Nie chodzi już o to, że Jacek Saryusz-Wolski nigdy nie był prezydentem, ani premierem - w porządku, możemy chcieć wprowadzać nową jakość w skostniałe struktury Unii. Nie chodzi też o to, że - niczym w pokerze - Polska zalicytowała wysoko w najmniej spodziewanym momencie (choć dyplomacja, a zwłaszcza dyplomacja w ramach Unii Europejskiej, przypomina raczej partię szachów). Chodzi o to, że Polska ruszyła do dyplomatycznego ataku zupełnie nie dbając o to, czy ktokolwiek ruszy za nią. Nie ruszył nawet Viktor Orban - że o Grupie Wyszehradzkiej, czy o Międzymorzu, które mieliśmy budować, przez grzeczność nie wspomnę.