Mandat poselski to pragnienie dwóch obecnych wicemarszałków: Krzysztofa Putry i Macieja Płażyńskiego. O miejsce w Sejmie walczą też Radosław Sikorski, Stefan Niesiołowski, Kazimierz Kutz i Jarosław Gowin. – Takie są wymagania partii, a ja się po prostu w te potrzeby wpisuję – wyjaśnia Putra. Przyznaje zarazem, że w fotelu wicemarszałka czuł się dobrze. – Oczywiście, że byłoby mi wygodniej startować do Senatu, ale potrzeby partii są inne – dodaje. Putra otwiera listę PiS w Białymstoku.

Z kolei Płażyński, jeden z trzech założycieli Platformy Obywatelskiej, w obecnej kadencji był senatorem niezależnym, choć w wyborach w 2005 roku wspierał braci Kaczyńskich. Tym razem zdecydował się startować do Sejmu z listy PiS w Gdańsku. Płażyński, który za czasów rządu AWS był marszałkiem Sejmu, nie ma wątpliwości, że nikt, kto chce uczestniczyć w głównym nurcie debaty politycznej, nie ma czego szukać w izbie wyższej.

– To Sejm decyduje o wszystkim, począwszy od kształtu sceny politycznej aż po skrócenie kadencji Senatu – mówi Płażyński. – Bycie niezależnym senatorem to z jednej strony luksusowa pozycja, ale z drugiej jest się na uboczu wydarzeń – dodaje. Putra przyznaje mu rację. – Mówiąc językiem wojskowym, to w Sejmie wysunięty jest front walki politycznej – podkreśla.

Obaj obecni wicemarszałkowie uważają, że należy zmienić sposób funkcjonowania Senatu. Putra chciałby, aby przyznano izbie wyższej dodatkowe kompetencje związane z polityką wobec Polonii. Płażyński jest przekonany, że dopóki nie zmieni się status Senatu, jego kompetencje albo sposób wyboru senatorów, to izba wyższa zawsze będzie doczepką do Sejmu.

– Wystarczyłoby rozdzielić w czasie wybory do obu izb i już dochodziłoby do debaty między nimi, bo prawdopodobnie w każdej dominowałaby inna partia – mówi Płażyński. – Ale dopóki cały parlament kierowany będzie przez ten sam ośrodek polityczny, dopóty będzie się pojawiało pytanie o sens istnienia dwóch izb parlamentu.