Na partię Jarosława Kaczyńskiego chce dziś głosować 32 proc. wyborców. Z naszego sondażu wynika też, że w nowym Sejmie mogą się znaleźć zaledwie trzy partie – PiS, PO i LiD. Gdyby wybory odbywały się w minioną sobotę i niedzielę, partia Jarosława Kaczyńskiego zdobyłaby 204 mandaty. PiS jest więc bliskie zdobycia bezwzględnej większości głosów w parlamencie, co umożliwiłoby mu samodzielne sprawowanie władzy. Błyskawicznie zyskuje przy tym nowych zwolenników. Dwa tygodnie temu w naszym sondażu miało 24 proc. poparcia. Po bardzo dynamicznej kampanii wyborczej wzrosło ono o 8 punktów procentowych.
Partia Donalda Tuska, jeszcze dwa tygodnie temu stojąca na pierwszym miejscu w rankingu popularności z 26-proc. poparciem, została daleko w tyle. Na Platformę Obywatelską zamierza głosować dziś 27 proc. Polaków. A to daje jej 173 mandaty. 81 miejsc w nowym Sejmie zajęliby przedstawiciele Lewicy i Demokratów, którzy w ciągu dwóch tygodni poprawili swój wynik o 3 punkty procentowe. Poparcie dla tej partii wzrosło z 10 do 13 proc.
Pozostałe ugrupowania, zgodnie z sondażem GfK Polonia zrealizowanym na zlecenie „Rzeczpospolitej”, nie wprowadziłyby swoich przedstawicieli do nowego Sejmu.
Co to w praktyce oznacza dla naszej sceny politycznej? Przede wszystkim przy takim układzie sił negocjacje w sprawie ewentualnej koalicji będą bardzo trudne i wcale nie jest powiedziane, że skończą się sukcesem. – Warianty są dwa: albo powstanie koalicja PO – LiD, albo PiS doprowadzi do rozłamu w Platformie, wyciągnie z niej konserwatystów i będzie chciało z nimi rządzić – ocenia politolog Wawrzyniec Konarski. Jego zdaniem ani jeden, ani drugi wariant nie gwarantuje jednak stabilnych rządów przez cztery lata.
– Wejście tylko trzech partii do Sejmu w rzeczywistości oznacza przedłużenie politycznego klinczu – konkluduje Konarski.