– Francuzi się nami posłużyli. Daliśmy się wykorzystać – mówi „Rz” polski dyplomata proszący o zachowanie anonimowości. Jego zdaniem prezydent Lech Kaczyński i premier Jarosław Kaczyński nie wierzyli w możliwość kompromisu z Niemcami w negocjacjach dotyczących zmiany systemu głosowania w UE, dlatego postawili na Francję. Francuzi wykorzystali jednak brak doświadczenia najbardziej zaufanych ludzi polskiego prezydenta.
Na początku 2007 roku polskie władze zapowiadały, że nie zgodzą się na nowy system głosowania, który znacznie osłabiał pozycję Polski w UE. Unia się obawiała, że Polska zerwie negocjacje podczas czerwcowego szczytu w Brukseli.
Dziś już wiadomo, że w czasie kiedy tzw. szerpowie Marek Cichocki i Ewa Ośniecka-Tamecka przygotowywali się do walki o system pierwiastkowy, prezydent i premier myśleli o kompromisie. Jego przygotowaniem zajmował się zespół, do którego weszła szefowa MSZ Anna Fotyga, stały przedstawiciel RP przy Unii Europejskiej Jan Tombiński i unijna komisarz Danuta Hübner. Podstawą porozumienia miało być wydłużenie korzystnego dla Polski systemu głosowania o kilka lat i wpisanie do traktatu mechanizmu umożliwiającego odwlekanie decyzji.
Tydzień przed szczytem Polskę odwiedził prezydent Francji Nicolas Sarkozy. Tydzień później już na samym początku szczytu Lech Kaczyński zrezygnował z walki o pierwiastek. Zacięcie bił się jednak o jak najkorzystniejsze warunki w sprawie mechanizmu z Joaniny i wydłużenia czasu działania obecnego systemu liczenia głosów.
Polska delegacja nie zażądała w kluczowym momencie wpisania mechanizmu z Joaniny do traktatu