Najpierw szef policyjnej grupy Remigiusz M. i dwaj jego podwładni: Maciej L. i Henryk S., którzy badali sprawę porwania Krzysztofa Olewnika, usłyszeli we wtorek zarzuty niedopełnienia obowiązków, których skutkiem była śmierć porwanego, oraz poplecznictwa, czyli utrudniania śledztwa. Nie przyznali się do zarzucanych im czynów. Ponadto Maciej L. i Henryk S. odmówili składania jakichkolwiek wyjaśnień. – M. złożył krótkie wyjaśnienia – mówi Mieczysław Orzechowski, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Olsztynie.
Zdaniem śledczych zaniedbania Remigiusza M. miały polegać m.in. na niezabezpieczeniu miejsca przekazania okupu przez rodzinę Olewników oraz niezweryfikowaniu anonimu, w którym opisane były dokładne dane porywaczy. Z kolei Maciejowi L. i Henrykowi S. zarzuca się m.in., że nie dołączyli do akt sprawy kaset, na których nagrany był jeden z porywaczy.
Prokuratura chciała dla calej trójki aresztu. Ale w środę olsztyński Sąd Rejonowy uznał, że Maciej L., Henryk S. i Remigiusz M. mogą pozostać na wolności. Sąd nie wyznaczył też żadnego innego środka zapobiegawczego. Dlaczego? Według nieoficjalnych informacji „Rz” uznał, że prokuratura nie uprawdopodobniła dostatecznie zarzucanych policjantom czynów. Poza tym w ocenie sądu nie istnieje obawa matactwa. Na samej rozprawie L. i S. mieli też twierdzić, że zarzucanie im niedołączenia do akt sprawy kaset jest chybione. Dowodzili, że nagrania były dołączone do akt, a poza tym mówili, że przekazali je do telewizyjnego programu „997”. Chcieli w ten sposób zidentyfikować porywaczy. Nagrania zostały wyemitowane.
Śledczy będą się żalić na decyzję sądu, a zwolnieni policjanci złożą skargę na swoje zatrzymanie
– Cała rozprawa była tajna. Tak samo zeznania podejrzanych. Dlatego nie mogę potwierdzić waszych informacji – mówi Paweł Szymanek, obrońca Remigiusza M. – Jedyne, co mogę ujawnić, to to, że podczas rozprawy sędzia powiedział, iż łatwo ocenia się policjantów, kiedy patrzy się na ich pracę z perspektywy lat.