Jerzy Płóciennik został w bieżącym roku wybrany do kolegium w łódzkiej Prokuraturze Apelacyjnej. „Rz” dotarła do dokumentów z dwóch śledztw prowadzonych w jego sprawie.
Chodzi o wydarzenie z 18 grudnia 2003 r. Około godz. 22 policjanci z Pabianic otrzymali wówczas informację od przypadkowego kierowcy, że na pobliskim skrzyżowaniu prowadzący hondę civic zjechał z drogi i zatrzymał się na pniu drzewa. Patrol, który pojawił się na miejscu, zastał siedzącego za kierownicą pijanego Płóciennika. Przewieziono go do komendy, gdzie przyjechali ówczesny prokuratur apelacyjny Alfred Tuczek, jego zastępca Jerzy Ojrzyński i prokurator rejonowy Krzysztof Ankudowicz. Płóciennik dmuchnął w alkomat dopiero o godz. 1.22. Miał 2,68 promila alkoholu. – Kilkakrotnie powiedział, że kierował pojazdem pod wpływem alkoholu – zeznał sierżant z Pabianic. – Słyszałem to – potwierdza Ojrzyński. Ankudowicz i Tuczek jednak nic takiego nie usłyszeli. Sześć dni później Płóciennik złożył w prokuraturze oświadczenie, że to jego syn prowadził auto. W trakcie jazdy mieli się pokłócić. Dlatego doszło do wypadku. Obrażony syn udał się dalej pieszo.
Sprawa trafiła do prokuratury w Poznaniu, która postępowanie umorzyła. – Może to była wymyślona historia, ale nie udało się wówczas podważyć linii obrony – mówi prokurator Jacek Derda z Poznania. Śledztwo wszczęto jeszcze raz w Bydgoszczy. Podczas konfrontacji tylko dwaj śledczy mówili, że nie słyszeli, jak Płóciennik przyznał się do winy. Inni to potwierdzili. Ale... postępowanie umorzono z powodu „wątpliwości natury dowodowej”.