Premier Donald Tusk, zapytany po meczu z Austrią o swoje odczucia, stwierdził, że jak każdy kibic „chciał zabić” sędziego Howarda Webba, który przyznał drużynie gospodarzy karnego w ostatnich minutach. Zdaniem premiera decyzja ta była „wyjątkowo szpetna”. Wypowiedź Tuska odbiła się szerokim echem w światowej prasie. Szczególnie angielskie gazety zarzucały mu, że swoimi słowami przyłączył się do kibiców, którzy grożą sędziemu.
W kraju do komentowania wypowiedzi premiera wzięli się politycy i podzieliła ich kwestia, czy Donald Tusk wypowiadał się wtedy jako kibic czy szef rządu.
– To były słowa kibica. Pan premier chciał się podzielić swoimi emocjami. Nie wierzę, że ktoś mógł potraktować to dosłownie – powiedział „Rz” minister sportu Mirosław Drzewiecki, któremu również dostało się od gazet za to, że nazwał Webba oszustem, a nie sędzią. – My też jesteśmy tylko ludźmi i w chwilach olbrzymich emocji także im ulegamy – mówił. Szefa rządu bronił też Zbigniew Chlebowski (PO), który jego wypowiedź określił mianem skrótu myślowego.
Opozycja jest w tej sprawie podzielona. – Nie znajduję w sobie siły, żeby krytykować Donalda Tuska za te słowa. Człowiek jest człowiekiem, i tyle – mówił w TVN minister w Kancelarii Prezydenta Michał Kamiński podkreślając, że wszyscy ulegli wtedy emocjom.
Nieco innego zdania jest poseł SLD Jerzy Wenderlich, który uważa, że Tusk w momencie, gdy mówił przed kamerami, że „chciał zabić”, był przede wszystkim premierem, a dopiero później kibicem. Podobnego zdania jest jego partyjny kolega Wojciech Olejniczak, który uważa, że premier swoimi słowami poszedł „troszeczkę za daleko”.